Ukraińcy poprosili o dostęp do miejsca śledztwa w Przewodowie, jeżeli obie strony - polska i amerykańska się zgodzą, a z tego, co wiem, nie będzie sprzeciwu ze strony amerykańskiej, to taki dostęp Ukraińcy mogą wkrótce otrzymać - powiedział w czwartek szef prezydenckiego BPM Jakub Kumoch.

REKLAMA

*** Najważniejsze informacje dotyczące wydarzeń w Przewodowie, reakcji przedstawicieli naszego rządu i sojuszników znajdziecie w RELACJI MINUTA PO MINUCIE oraz na STRONIE GŁÓWNEJ naszego serwisu.

Nikt Ukrainy nie oskarża o to, że zbombardowała świadomie polskie terytorium - podkreślił w TVN24 szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej.

Dodał, że "dziś wiele wskazuje na to, że jedna z rakiet wystrzelona w celu zestrzelenia rosyjskiej rakiety nie trafiła w cel, nie zadziała mechanizm autodestrukcyjny i ta rakieta niestety doprowadziła do wypadku, do tragedii".

Poczekamy na głos Ukrainy, na jej argumenty - zastrzegł Kumoch.

Na pytanie, jakimi dowodami dysponuje w tej sprawie Polska, szef BPM powiedział, że "dowodem są szczątki rakiety, głębokość leja".

Eksperci obliczają kierunek, z którego przyleciała rakieta, nawet ilość zużytego przez nią paliwa, a więc obszar, z którego mogła zostać wystrzelona. To jest wyłącznie stwierdzenie faktu technicznego - powiedział Kumoch.

Zaznaczył, że na miejscu jest ekipa śledcza polsko-amerykańska.

Ukraińcy poprosili o dostęp do miejsca śledztwa. Jeżeli obie strony się zgodzą, a z tego, co wiem, to nie będzie sprzeciwu ze strony amerykańskiej, taki dostęp mogą wkrótce otrzymać - powiedział Kumoch.

Jeżeli na poziomie technicznym ekipa śledcza nie będzie miała żadnych uwag, to pewnie nie będzie powodu, żeby odmówić Ukraińcom dostępu - dodał.

Szef BPM zaznaczył, że "są materiały filmowe - to są nasze zdjęcia z granicy, na których pewne rzeczy widać, np. strzały nad Ukrainą, walki i pewną sekwencję zdarzeń". Ale - zaznaczył Kumoch - "to ekipa śledcza zapewne uzna za stosowne najpierw przekazać stronie ukraińskiej i pracować razem z nią".

Zależy mi, żeby Ukraińcy jako pierwsi w kontakcie z naszymi śledczymi zobaczyli, jakimi materiałami dysponujemy, bo być może będą w stanie je w jakiś sposób podważyć - powiedział szef prezydenckiego BPM. Jak podkreślił, będą rozmawiały ekipy, fachowcy. Zapewne strona amerykańska już od dawna jest o tym poinformowana - dodał.

Kumoch stwierdził, że "w śledztwie zawsze występują wątpliwości, zawsze jest jakiś cień, możliwość, że druga strona ma rację".

Szef BPM podkreślił, że "Ukraina nie została oskarżona". Wina nie leży po stronie ukraińskiej, że w sowieckim sprzęcie nie zadziałał jakiś mechanizm autodestrukcyjny, że musieli użyć tego sprzętu, żeby bronić własnego terytorium, a być może nawet i naszego, bo nie wiemy, dokąd leciały te rakiety, czy rosyjska rakieta też nie była źle zaprogramowana - powiedział.

Wybuch w Przewodowie i wątpliwości Zełenskiego

Siły rosyjskie przeprowadziły we wtorek po południu zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę, wymierzony głównie w obiekty energetyczne. Tego dnia na terenie leżącej blisko granicy z Ukrainą wsi Przewodów (woj. lubelskie) spadł pocisk, doszło do eksplozji w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski.

Jak poinformował w środę prezydent Andrzej Duda po naradzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, nic nie wskazuje na to, że zdarzenie w Przewodowie to intencjonalny atak na Polskę i nie ma żadnych dowodów, że rakieta została wystrzelona przez Rosję, jest natomiast wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony powietrznej.

Prezydent Wołodymyr Zełenski w rozmowie z dziennikarzami, mówiąc o eksplozji na terenie Polski, oświadczył, iż nie ma wątpliwości, "że to była nie nasza rakieta, albo nie nasze uderzenie rakietowe". Zaznaczył, że opiera się na raportach złożonych mu przez wojskowych.

To nie są dowody - skomentował dziś jego słowa prezydent USA Joe Biden.