Szczyt K2 wciąż pozostaje niezdobyty zimą. Alex Txikon zakończył zimową wyprawę, opuścił bazę pod tym ośmiotysięcznikiem i wraca już do Askole przez lodowiec Baltoro. Po zakończeniu akcji poszukiwawczej na Nanga Parbat, gdzie zginęli Włoch Daniele Nardi i Brytyjczyk Tom Ballard, członkowie zespołu baskijskiego himalaisty podjęli ostatnią próbę wyjścia w górę na K2. Wiatr uniemożliwił jednak dotarcie w rejon nierozpoznany dotąd w warunkach zimowych. Jak podaje Txikon w relacji przesłanej dziennikarzowi RMF FM Michałowi Rodakowi, jego ekipa dotarła ostatecznie na wysokość 7150 metrów. Zdecydowała się na rezygnację z dalszej wspinaczki z powodu silnego wiatru.

REKLAMA


Wszystko byłoby gotowe na ostatni atak, ale nadszedł czas powrotu do domu. Po wykonaniu tak wielkiej pracy, przykro opuszczać to miejsce. Zdemontowaliśmy bazę i wracamy, ale nie zapominamy naszego ostatniego wyjścia na zbocza tej pięknej góry - podsumowuje Txikon i szczegółowo relacjonuje ostatnie dni.

14 marca jego zespół wyruszył z bazy w stronę obozu pierwszego. Szliśmy powoli, by nie tracić sił i dotarliśmy do C1 w czasie poniżej 7 godzin. Nasz plan to przechodzenie z obozu do obozu, dzień po dniu. W lutym wiatr się nie uciszał i nie mogliśmy przygotować ataku w taki sposób, jakiego byśmy chcieli. Jak mówiłem już kilka lat temu, K2 trzeba zaatakować przez trzy lata z rzędu. Wtedy można będzie mówić, że realnie się spróbowało - zauważa Bask. W C1 na 6100 m byliśmy razem z Cheppalem, Walungiem, Geljenem i Pasangiem. Wsparli nas koordynacją Ignacio de Zuloaga i Felix Criado, po czym wrócili do bazy. W kolejnych dniach byli nam potrzebni do pomocy przy wycofaniu się i zniesieniu wszystkiego z obozu drugiego - wyjaśnia.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Film z ostatniego wyjścia ekipy Alexa Txikona na K2


Dzień był znacznie gorszy pogodowo, niż się spodziewaliśmy, ale udało nam się spędzić noc w dwóch osobnych zespołach. Warunki 15 marca były stabilne, ale tak bywa, że sytuacja czasem się komplikuje. Straciliśmy jednego z partnerów. Geljen miał za sobą bardzo złą noc i czuł dyskomfort. Ruszył w dół, a nasi koledzy z bazy wyszli mu na spotkanie i pomogli zejść. Reszta z nas poszła dalej w wolnym tempie. Dotarliśmy do obozu drugiego w 3 godziny. Chcieliśmy iść wyżej, ale pogoda na to nie pozwoliła, więc pozostaliśmy na noc na wysokości 6500 metrów - opowiada Txikon. Następnego dnia o poranku tym razem Walung miał problemy żołądkowe, a ja powiedziałem mu, żeby wrócił do bazy i nie pozwolę mu iść wyżej. Znów z dołu ruszyli mu na spotkanie Felix i Ignacio. Musieli mu pomóc, bo był w bardzo kiepskim stanie. Był 16 marca. Obudziłem się o godz. 5:30 i byłem zdumiony spektakularnym wschodem słońca. Zwinęliśmy namiot i razem z Cheppalem oraz Pasangiem znów poszliśmy dalej - dodaje.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Film z ostatniego wyjścia ekipy Alexa Txikona na K2


Wspinaliśmy się z ciężkim bagażem, bo poręczowaliśmy drogę. Wyżej były tam tylko postrzępione liny wiszące co 20 metrów, a zależało nam na zabezpieczeniu drogi powrotnej. W Kominie House'a wisiało jedynie 30 metrów nowej, koreańskiej liny. Idąc dalej przez właściwy, wyższy obóz drugi mijaliśmy wiele szczątków himalaistów, którzy pozostali w górach... Zimny wiatr z południa zaczynał nas z kolei atakować. Zaporęczowaliśmy drogę do 7020 metrów. Rozstawiliśmy namiot, gdy jet stream uderzył. Schroniliśmy się przed tym silnym wiatrem i cieszyliśmy się wspaniałymi widokami na zimowe Karakorum. Wyciągnąłem aparat, nie mogłem przestać nagrywać tak pięknego krajobrazu - wspomina Txikon.

Dotarli na 7150 m

Cheppal pozostał w namiocie z powodu lekkiego urazu palca, ale nie było to nic poważnego. Ja razem z Pasangiem wyszedłem, by zaporęczować kolejny fragment. Przekroczyliśmy 7150 metrów i wiedzieliśmy, że od teraz jedyną opcją byłoby używanie starych, wiszących lin oraz że będziemy mogli pójść dalej tylko, jeśli pojawi się odpowiednie okno pogodowe. Wróciliśmy do namiotu i zorientowałem się, że zostawiłem tam lokalizator GPS w plecaku, więc moje bardzo przyjemne i produktywne wyjście z Pasangiem nie zostało oznaczone - wyjaśnia baskijski himalaista. Spędziliśmy bezsenną noc, czekając aż wiatr osłabnie i da nam szansę. Wiedzieliśmy, że pójście na szczyt byłoby bardzo trudne, ale jednocześnie też, że z miejsca, w którym byliśmy, moglibyśmy dojść w mniej niż 5 godzin do C4, a w 4 kolejne godziny do podnóża "Szyjki butelki" (żlebu Bottleneck - przyp.red.). Byłoby wspaniale osiągnąć tę wysokość, by lepiej zrozumieć tę piękną górę, pokazać to miejsce partnerom i przeanalizować jak je pokonać. Ale godziny mijały, a stały wiatr przekraczał 50 km/h - zaznacza.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Film z ostatniego wyjścia ekipy Alexa Txikona na K2


Nie chciałem ryzykować życia swojego i swoich partnerów, by móc tylko powiedzieć, że osiągnęliśmy większą wysokość niż ktokolwiek inny, ale nic z tego nie mieć. Chcę, żebyśmy całym zespołem mogli żyć i marzyć o tych przygodach. Zdecydowaliśmy - schodzimy. Trudno było zlikwidować C3, ale udało się. Zabraliśmy sprzęt i bardzo szybko zjechaliśmy do obozu drugiego. Tam zebraliśmy też 15 kilogramów śmieci, by znieść je do bazy. Dalej schodziliśmy do C1 - tam rozebraliśmy ostatni namiot i zabraliśmy formę do budowy igloo. Szkoda, że nie mogliśmy go tam zbudować, ale nauka zaprocentuje w przyszłości. Sprzęt z C1 do bazy wysuniętej znieśli też Felix i Ignacio - relacjonuje Txikon.

Zaporęczowaliśmy w sumie wysokość 3000 metrów, ale 1200 metrów liny znieśliśmy ze sobą do bazy. Zabraliśmy wszystkie wygenerowane własne śmieci oraz inne, które tam znaleźliśmy - w tym 4 żółte worki i 30 kilogramów pozostałości. Pomoc Felixa i Ignacio była fundamentalna. Myślę, że bardzo ważne jest zwiększanie świadomości naszego wpływu na góry. Musimy o to dbać - podkreśla.

Wejście możliwe tylko w marcu?


Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Film z ostatniego wyjścia ekipy Alexa Txikona na K2

Bask do swojej relacji dołączył kilka wniosków na przyszłość. Odniósł się też do licznych komentarzy. Synoptycy wykonali dla nas wspaniałą robotę, ale na K2 prognozowanie jest bardzo trudne. W przyszłym roku umieścimy stacje meteorologiczne zbierające dane nie tylko w bazie, ale też w wyższych obozach. Będzie to jedna z pierwszych zmian - wyjaśnia. W tym roku sporo mówiło się o rozwieszaniu przez nas i drugą wyprawę (złożoną ze wspinaczy z Rosji, Kazachstanu i Kirgistanu, której liderem był Wasilij Piwcow - przyp. red.) dwóch równoległych, osobnych linii lin poręczowych. Nie chciałem komentować tej sprawy, bo chciałem mówić tylko o naszej pracy, ale chciałbym zaznaczyć, że tej zimy powstała tam tylko jedna nowa linia - przede wszystkim między 5300 a 7150 metrów. Rozwiesiliśmy 3000 metrów liny. Widać to na filmach. Śledziliśmy dokładnie teren, nie było linii idącej obok równolegle. Nawet to spowodowało dla nas problemy - dodaje.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Film z ostatniego wyjścia ekipy Alexa Txikona na K2


Wreszcie - moim zdaniem - K2 zostanie zdobyte zimą tylko w marcu. Dlatego ci, którzy myślą, że zima kończy się w lutym, powinni spróbować na początku grudnia lub do połowy stycznia. Myślę, że pojawienie się w bazie na początku lutego będzie dla nas wystarczające, ponieważ w 3-4 dni pracy można zaporęczować drogę do obozu trzeciego, a w 6 dni - do obozu czwartego. Kiedy wrócimy do domu, pokażemy wszystkie informacje z naszej stacji meteo w bazie i wzmocnimy naszą tezę danymi - zaznaczył Txikon.Jedyną opcją będzie wyjście z bazy lub bazy wysuniętej do obozu trzeciego, na 7400 metrów i na szczyt, a potem znowu do obozu trzeciego. Reinhold Messner powiedział mi kilka tygodni temu, że wierzy w wejście na szczyt nawet z C2. Jeśli szybko zapewnimy sobie budżet, to zaczniemy treningi i ciężką pracę, by rzeczywiście spróbować z C2. Każdego dnia coraz bardziej wierzę w te teorię - stwierdził Bask.

Wcześniej udział w wyprawie Txikona zakończyli Polacy - najpierw Marek Klonowski i Waldemar Kowalewski, a już w końcowej fazie ekspedycji także białostoczanin Paweł Dunaj, który osiągnął wysokość około 6500 metrów.