Nigdy nie było naszą intencją, ani nigdy nie zapowiadaliśmy, że będziemy kogokolwiek pociągać do odpowiedzialności za głoszenie swoich poglądów, w tym również za wspieranie strajku kobiet - powiedział minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. To są prywatne sprawy nauczycieli - dodał.

REKLAMA

Czarnek podczas czwartkowej konferencji prasowej był pytany, czy mimo wsparcia finansowego nauczycieli w związku z nauczaniem zdalnym, powinni oni liczyć się z konsekwencjami za poparcie strajku kobiet.

Nigdy nie było naszą intencją, ani nigdy nie zapowiadaliśmy, że będziemy kogokolwiek pociągać do odpowiedzialności za głoszenie swoich poglądów, w tym również za wspieranie strajku kobiet - powiedział minister. Podkreślił, że są to prywatne sprawy nauczycieli.

Natomiast to, co kuratorzy wykonują i do czego są zobowiązani z uwagi na prawo oświatowe i obowiązki wynikające z nadzoru pedagogicznego, to jest sprawdzanie i ewentualne wyciąganie konsekwencji wobec tych nauczycieli, którzy wbrew swoim obowiązkom wynikającym z podstawy programowej, podczas lekcji zachęcali uczniów do brania udziału w strajku i to jeszcze w szczycie pandemii koronawirusa, albo w sposób wulgarny i nieprzystający etosowi nauczyciela zachowywali się podczas takich protestów - zaznaczył Czarnek.

MEN zapowiadał konsekwencje dla nauczycieli biorących udział w protestach

Jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, m.in. powodując zagrożenie w czasie epidemii, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem - przekazywała jeszcze na początku listopada w komunikacie rzeczniczka prasowa MEN Anna Ostrowska.

Jak dodała, "zgodnie z zapowiedzią poprosiliśmy kuratorów oświaty o sprawdzenie, czy takie sytuacje miały miejsce w ich regionie i jaka była na nie reakcja dyrektorów szkół".

Czarnek groził uczelniom, które ułatwiły studentom pójście na protesty

"Rektorzy, którzy zachęcają swoich studentów i nauczycieli akademickich do brania udziału w manifestacjach, przyczyniają się do zwiększenia zagrożenia pandemią koronawirusa" - oświadczył minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

Polityk pytany był o ewentualne konsekwencje, jakie spotkać mogą uczelnie, które zarządziły wczoraj godziny rektorskie, by ich studenci i pracownicy mogli wziąć udział w manifestacjach sprzeciwu wobec orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. przepisów aborcyjnych. Zapowiedział, że podejmowane będą "wszelkie niezbędne decyzje (...), które będą niestety wychodziły naprzeciw brakowi odpowiedzialności rektorów w tym zakresie".

Fala manifestacji w całej Polsce


Masowe protesty w całej Polsce trwają od 22 października i są wyrazem sprzeciwem wobec zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. Wywołało je orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r., zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, jest niezgodny z konstytucją.

Głównym inicjatorem akcji protestacyjnych jest Ogólnopolski Strajk Kobiet.