"Nie akceptuję tego, co Radek powiedział. Uważam, że trzeba budować swoje sojusze (w UE), aby zapewnić, że możemy próbować wygrać tyle bitew, ile jest możliwe. Mogę się pochwalić paroma sukcesami w tej sprawie" - powiedział brytyjski premier. David Cameron skomentował w ten sposób wypowiedź z "taśm" szefa polskiej dyplomacji.

REKLAMA

Na nagraniach opublikowanych przez "Wprost" Radosław Sikorski w rozmowie z Jackiem Rostowskim mówi, że Cameron jest "niekompetentny". "Spier...pakt fiskalny, jest niekompetentny w sprawach europejskich" - słyszymy na nagraniu.

Mieliśmy sojuszników w sprawie cięć w budżecie UE, dokończenia budowy wspólnego rynku i sporządzenia planu pracy Komisji Europejskiej, niezależnie od tego, kto będzie nią kierował - przekonywał brytyjski premier na konferencji w Brukseli, po unijnym szczycie.

Opinia Sikorskiego odbiła się szerokim echem w brytyjskich mediach. Dziennik "The Independent" pisał o "zdumiewającym ataku" polskiego ministra na brytyjskiego premiera, wskazując na wulgaryzmy i odnotowując, że "czołowy polityk w Polsce, sojuszniczce W. Brytanii", został potajemnie nagrany, gdy oskarżał brytyjskiego premiera o "niekompetencję" w sprawach UE i uspokajanie eurosceptyków "głupią propagandą". "The Times" ocenił, że polski polityk "wypatroszył" podejście Camerona do UE. Gazeta uznała, że "jest to oznaką, iż relacje między obu krajami pogorszyły się z powodu twardego kursu Camerona wobec migracji. Tabloid "Daily Mail" napisał, że Sikorski "zwrócił się przeciwko swemu przyjacielowi Cameronowi" w sprawie jego żądań wobec UE. Twierdził, że Sikorski ośmieszył zabiegi o renegocjację brytyjskiego członkostwa w UE.

"Zostałem wrobiony"

Marek Falenta, biznesmen podejrzany o udział w tzw. aferze podsłuchowej powiedział w piątek w Kontrwywiadzie RMF FM, że "został wrobiony". To sytuacja wywołana przez baronów węglowych, którzy kupują węgiel tanio i sprzedają bardzo drogo. Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel tańszy o jedną trzecią od ceny rynkowej - twierdzi.

PRZECZYTAJ CAŁĄ ROZMOWĘ Z BIZNESMENEM

Przyznał, że zna człowieka, który miał nagrywać polityków, i tego, który te nagrania ujawnił, a także, że dysponuje sumą ponad stu tysięcy złotych, jakie pracownicy restauracji mieli dostać za nagrywanie rozmów polityków. Zapewnia jednak, że to nie on stoi za aferą podsłuchową. Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi. Nie podjąłbym takiej akcji. Nie jestem samobójcą - mówi.