"To sytuacja wywołana przez baronów węglowych, którzy kupują węgiel tanio i sprzedają bardzo drogo. Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel tańszy o jedną trzecią od ceny rynkowej" - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Marek Falenta, biznesmen podejrzany o udział w tzw. aferze podsłuchowej. Przyznaje, że zna człowieka, który miał nagrywać polityków, i tego, który te nagrania ujawnił, a także, że dysponuje sumą ponad stu tysięcy złotych, jakie pracownicy restauracji mieli dostać za nagrywanie rozmów polityków. Zapewnia jednak, że to nie on stoi za aferą podsłuchową. "Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi. Nie podjąłbym takiej akcji. Nie jestem samobójcą" - mówi.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

27.06 Marek Falenta

Konrad Piasecki: Przekazywał pan nagrania?

Marek Falenta: Nie.

Znał je pan przed publikacją "Wprost"?

Nie.

Przekonuje pan prokuraturę, że jest pan absolutnie w tej sprawie niewinny.

Tak, jestem niewinny. Chciałem tylko sprzedawać tani węgiel dla 12 milionów Polaków.

Jestem niewinny. Chciałem tylko sprzedawać tani węgiel dla 12 milionów Polaków

Kiedy dowiedział się pan o nagrywaniu rozmów, o istnieniu tych nagrań i podsłuchów?

W momencie, jak w internecie zostały opublikowane pierwsze nagrania we "Wprost".

Łukasz N. - człowiek, który przyznał się do nagrywania, a który u pana niegdyś pracował - nigdy nic panu o nich nie mówił?

Nie.

Ale mieliście częste kontakty?

Mieliśmy kontakty. W momencie, jak przychodziłem do restauracji i miałem spotkania biznesowe Łukasz N. obsługiwał te spotkania.

Nie oferował nigdy informacji, które dzięki tym nagraniom zdobywał?

Nie.

I pan nie miał pojęcia o tym, że on trudni się takim procederem.

Nie, nie miałem pojęcia. Dla mnie to był człowiek niezwykle stworzony do tej pracy, bardzo otwarty, megasprzedawca i wszyscy go lubili. Tak, jak widać - znał praktycznie całą Warszawę. Wszyscy lubili przebywać w tej restauracji i w tych słynnych VIP-roomach.

Pan wierzy w to, że on nagrywał te rozmowy i podsłuchiwał?

Łukasz N. to był człowiek stworzony do tej pracy, bardzo otwarty, megasprzedawca i wszyscy go lubili

Nie wierzę.

Nie wierzy pan? On się do tego przyznaje.

To jest akurat jeszcze nieoficjalna informacja, ja nie dostałem...

...nie, to już jest oficjalna informacja prokuratury...

Ja takiego ustalenia nie dostałem i nic nie wiem w tej sprawie.

A wie pan, że on pana obciąża w tej sprawie?

Też nie. Rozmawialiśmy z prokuratorem i prokurator nie chciał nam przekazać uzasadnienia ani pełnej dokumentacji, żebyśmy mogli się zapoznać z materiałem dowodowym.

Czyli nie odbyła się żadna konfrontacja ani pan nie konfrontował się z zeznaniami Łukasza N.?

Nie, ale jestem na to gotowy i w każdej chwili mogę się poddać takiej konfrontacji.

A dowiedział się pan oficjalnie od prokuratury skąd pan pojawił się w tej sprawie?

Też nie.

Czyli pan jest jak dziecko we mgle.

Tak z tego wygląda.

Rozumiem, że nie zaprzecza pan, że Łukasza N. pan znał od dawna i go zatrudniał.

Tak, około 5-6 lat temu mieliśmy taki epizod, że Łukasz został zatrudniony w otwartej rekrutacji jako jeden z dyrektorów regionalnych na region Mazowsza i przepracował u nas około 3-4 miesięcy, ten tzw. okres próbny.

I potem wrócił do restauracji.

Potem powiedział, że to jednak nie jest jego marzenie i wrócił do restauracji. Dostał podobno lepszą ofertę z restauracji Lemongrass i został tam menedżerem.

Zna pan też dziennikarza, który ujawnił te nagrania, czyli Piotra Nisztora.

Tak, znam Piotra Nisztora. To również jest okres około pięciu lat, to są normalne dziennikarskie spotkania. Piotr wielokrotnie pisał o naszych firmach.

Często kontaktował się pan z nim tuż przed pojawieniem się tych taśm?

Piotr pisał artykuł o tzw. mafii węglowej w Polsce...

I dlatego się z panem kontaktował.

Piotr pisał artykuł o tzw. mafii węglowej w Polsce...

I dlatego się spotykaliśmy.

Ma pan też dość pieniędzy, żeby zorganizować taką operację nagrywania - ona zresztą nie była jakaś bardzo droga: 100 tysięcy złotych. To nie jest suma, która jest dla pana niewyobrażalna.

Jak gazety piszą, dysponuję raczej takimi pieniędzmi.

Miałby pan też motyw, bo pana firmę i szefów pańskiej firmy dotknęły aresztowania, podejrzenia dokonywania oszustw i prania pieniędzy.

To, co się stało w Bydgoszczy, jest dla nas szokiem. Zorganizowaną akcją - taką, jak czytaliśmy we "Wprost", który opisywał działania różnych służb w stosunku do Zbigniewa Jakubasa: to jest dokładnie to samo, co się u nas wydarzyło.

Podsumowując: zna pan człowieka, który nagrywał, zna pan człowieka, który te nagrania ujawniał, ma pan pieniądze, żeby taką organizację zorganizować, i ma pan motyw. I będzie pan przekonywał nas wszystkich, że to wszystko fatalny zbieg okoliczności.

Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel, który jest o jedną trzecią tańszy, niż wynosi cena rynkowa.

No ale może chciał się pan też mścić na tych, którzy - jak pan mówi - potraktowali pana jak Zbigniewa Jakubasa.

Zatrudniam dwa tysiące ludzi i na pewno nie podjąłbym czegoś takiego. Nie jestem samobójcą

Nie jestem szaleńcem i nie podjąłbym takiej akcji. Proszę mi wierzyć. Jestem na rynku od 17 lat, posiadam około 30 firm, zatrudniam dwa tysiące ludzi i na pewno nie podjąłbym czegoś takiego. Nie jestem samobójcą.

Ale może uznał pan po prostu, że zemsta jest rozkoszą bogów i czasami lepiej się zemścić. Pan poradzi sobie jakoś w biznesie, ale jeśli nie, to - rozumiem - ma pan dość pieniędzy, by nie zajmować się biznesem i żyć sobie spokojnie.

Ci, co mnie znają, wiedzą, że biznes to całe moje życie. Już dawno mogłem nie pracować i nic nie robić, a jednak cały czas pracuję, buduję te firmy. To jest całe moje życie.

Czy rozumie pan, w takim razie, dlaczego na pana padło? Dlaczego premier mówi: "rząd zaatakowali importerzy i dystrybutorzy węgla na dużą skalę" - to jest ewidentnie o panu.

Ja myślę, że jest dokładnie odwrotnie, że ta sytuacja jest wywołana przez baronów węglowych, którzy dzisiaj kupują tanio węgiel od polskich kopalni i sprzedają go bardzo drogo indywidualnym osobom.

Czyli co, baronowie węglowi wrobili w tę sprawę Marka Falentę?

Tak myślę.

Tak pan myśli? Że to jest ich zemsta na panu?

Ta sytuacja jest wywołana przez baronów węglowych, którzy dzisiaj kupują tanio węgiel od polskich kopalni i sprzedają go bardzo drogo indywidualnym osobom

Tak.

Ale trochę dużo przypadków. I dużo znajomości pańskich w tej sprawie. A jak rozumiem, pan brzydziłby się takimi metodami jak podsłuchiwanie rozmów restauracyjnych?

Dokładnie 17 lat jestem na rynku, i nawet nie przyszło mi to do głowy.

Nigdy by pan po coś takiego nie sięgnął, uważa pan, że to jest ohydne?

Absolutnie.

To jak pana znajomy, Łukasz N., mógł się tym trudnić?

No ale mówię: to nie jest potwierdzone, należy pytać Łukasza N., czy tak jest. Dzisiaj wyszły jakieś następne nagrania, smsy, i okazuje się, że wiele osób o tym wiedziało wcześniej niż były publikacje "Wprost".

A pańscy współpracownicy? Np. Tomasz Misiak, który mówi że wiedział o tej sprawie, domyślał się, coś słyszał o tych nagraniach - nic nie mówił panu, że takie nagrania funkcjonują?

Ja o tym nie wiedziałem. Wiedziałem jedno, że bardzo nasiliły się działania w stosunku do naszej firmy Składy Węgla. Wszystkie służby się tym bardzo interesowały, w ciągu ostatnich paru tygodni mieliśmy wizyty praktycznie wszystkich służb specjalnych w Polsce. Bo było i CBA, CBŚ i ABW - wypytywali nas...

A czym się interesowały? Biznesem czy kontaktami z Rosją?

Mówili, że muszą napisać raport dla premiera w zakresie importu węgla rosyjskiego w Polsce i zadawali pytania. Ja oczywiście udzielałem wszelkich odpowiedzi, odsyłałem ich do zarządów, współpracowaliśmy, udzielaliśmy wszelkich wyjaśnień.

Ale zadawali też pytania o pańskie kontakty z rosyjskimi spec służbami?

Mówili, że muszą napisać raport dla premiera i zadawali pytania...

Ale to jest w ogóle najśmieszniejsza sytuacja w tej sprawie, dlatego że ja Rosjan - jakichkolwiek Rosjan - widziałem raz, jak byłem na kurtuazyjnej wizycie i to było 15 maja na Syberii, i trzy razy czy cztery na zaproszenie mojego wspólnika.

Ale wie pan, niekoniecznie dla rosyjskich służb muszą działać tylko rosyjscy obywatele.

No ale to...

Rozumiem, że nie miał pan kontaktu z nikim, kogo pan by pan podejrzewał o to, iż jest pracownikiem czy współpracownikiem rosyjskich służb specjalnych.

Nasze kontakty - jakiekolwiek rosyjskie - zaczęły się od tego, że założyliśmy nasze oddziały jednej z firm na Ukrainie i w Rosji. To jest jedyne co nas wcześniej łączyło z Rosją, a do tej pory nie mieliśmy żadnych kontaktów.

Czyli pan o sobie myśli: krystalicznie uczciwy biznesmen, na którego państwo i baronowie węglowi, prokuratura i premier zagięli parol i teraz się na nim mszczą albo próbują go wrobić w tę sprawę.

W tej sprawie świadczy 17 lat mojego istnienia w biznesie.

No wie pan, są ludzie, którzy 17 lat pracują w biznesie, a potem zostają aresztowani i skazani na długie lata. A nawet są tacy, którzy dłużej pracują, że nie sięgnę po amerykańskie przykłady.

No też się zdziwiłem, że tak może być w Polsce.

Bo pan ma wyrok? Pan jest człowiekiem skazanym...

Tak. Ale ta sprawa..

17 lat pracy i jednak coś się zdarzyło.

Ale akurat pana zaskoczę, że to było jeszcze przed moim debiutem w biznesie. To była dość śmieszna sprawa i faktycznie się dawno zatarła. Tutaj jedynie mogę przeprosić za to, co się wydarzyło, ale staram się postępować tak, żeby nie było już problemów z prawem.

Czy zna pan wielu polityków?

To jest chyba główny problem, że właśnie nie znam bardzo wielu polityków

To jest chyba główny problem, że właśnie nie znam bardzo wielu polityków. A wszyscy ludzie, którzy są wymieniani dzisiaj w prasie, którzy są zatrudnieni przeze mnie w radzie nadzorczej, są dobierani według ich kompetencji i tak żeby pomóc w rozwoju naszych biznesów.

Bo pan wielu polityków zatrudnia. A to Misiak, a to Kwiatkowski.

To nie jest większa liczba niż 10 osób, także są to bardziej przyjaźnie. Znamy się wielu lat, od kilkunastu lat i dlatego ci ludzie starają sie mi pomóc. To są ludzie, którzy uwierzyli w naszą wizję.

A zna pan wielu polityków z pierwszych stron gazet? Albo tych, o których pan dzisiaj czyta, że byli podsłuchiwani?

Nie, nawet nigdy ich nie widziałem, nie interesowało mnie w ogóle to. Zajmowałem się do tej pory cały czas biznesem, a nie odpowiedzialnością polityczną i to chyba był błąd.

A finansował pan jakąś kampanię wyborczą?

Nie, nigdy.

I rozumiem, że po tym co się stało, tym bardziej pan nie będzie finansował?

Nigdy mnie to nie interesowało i tak zawsze głosowałem na PO. Nawet mój ojciec był w KLD, i potem w Unii Wolności i nawet współtworzył strukturę na Dolnym Śląsku... I tak to wygląda.

Rozumiem, że dzisiaj już na PO pan nie zagłosuje.

Nie.

A święcie pan wierzy, że sąd oczyści pana z zarzutów czy uważa pan, że to dojdzie do tego, iż pan zostanie skazany za tę sprawę.

Czas pokaże, ale ja udowodnię, że jestem w tej sprawie niewinny i ta sprawa została wywołana tylko przez to, że chciałem 12 milionom Polaków dać tani węgiel.

A jak pan to udowodni?

Mam określone narzędzia, udowodnię wszystko, przeprowadzimy konfrontacje

Mam określone narzędzia, udowodnię wszystko, przeprowadzimy konfrontacje, sprawdzimy wszystkie dowody i czas pokaże. A myślę, że i tak sprawca całych tych nagrań zostanie niedługo ujawniony.

A czy pan domyśla się, kto nagrywał? Skoro pan twierdzi, że to nie Łukasz N. przekazał te informacje.

Piotr Nisztor, który zna informatora, oświadczył publicznie, że to nie ja.

Informatorów dziennikarze zawsze chronią. Nawet jakby to był pan, to jego obowiązkiem byłoby zaprzeczanie.

No nie wiem, dwukrotnie udzielił wywiadu, gdzie powiedział, że ktoś za to beknie i że Marek Falenta nie jest informatorem.