Wybuchła burza polemik po zakazaniu zaplanowanej na niedzielę antyimigranckiej demonstracji w Calais we Francji. Władze miasta tłumaczą, że obawiały się starć protestujących mieszkańców z policją i imigrantami. Do miasta przysłano dodatkowe szturmowe jednostki policji.

REKLAMA

Oburzone antyimigranckie organizacje zapowiadają, że nie dadzą się "zakneblować". Mimo zakazu postanowiły zorganizować w Calais - w imię swobody wypowiedzi - protest przeciwko rosnącej w tym mieście przestępczości. Podkreślają, że nie ma to nic wspólnego z rasizmem. Żądają zlikwidowania wielkiego obozowiska zwanego "Nowa Dżungla", gdzie koczują tysiące imigrantów, którzy usiłują przedostać się do Wielkiej Brytanii.

Zbuntowanych mieszkańców wspiera radykalnie prawicowy Front Narodowy. Mieszkańcy Calais muszą barykadować się w swoich domach. To niedopuszczalne - alarmuje szefowa tego ugrupowania Marine Le Pen. Żąda ona wstrzymania subwencji publicznych dla organizacji charytatywnych, które - jej zdaniem - nieświadomie ułatwiają zadanie przemytnikom ludzi, którzy "naganiają" do Calais imigrantów obiecując przerzucenie ich do Wielkiej Brytanii.

Znana organizacja charytatywna Emmaus ogłosiła zerwanie negocjacji z francuskim rządem w sprawie pomocy materialnej dla uchodźców. Oskarżyła władze w Paryżu o bezczynność wobec "katastrofy humanitarnej na wielka skalę", która grozi w Calais w związku z nadchodzącą zimą.

Policja alarmuje, że imigranci szturmujący tunel pod Kanałem La Manche stają się coraz bardziej agresywni. Obrzucają kamieniami i przewracają na ziemię ochroniarzy, dochodzi coraz częściej do starć z policją. W czasie szturmu na tunel w nocy z piątku na sobotę rannych zostało w sumie dziesięć osób - w tym siedmiu imigrantów, dwóch policjantów i jeden z ochroniarzy zatrudnianych przez spółkę Eurotunnel. W związku z tym francuskie MSW wysłało do Calais 220 dodatkowych funkcjonariuszy szturmowych jednostek policji.

(abs)