Pandemia Covid-19 nieco odpuściła, nie musimy już nosić maseczek na zewnątrz, pozostały obowiązkowe w pomieszczeniach zamkniętych. Naukowcy nie przestają jednak badać, na ile są skuteczne. Badacze z University of California w Davis i Icahn School of Medicine at Mount Sinai potwierdzają na łamach "Scientific Reports", że maseczki chirurgiczne zmniejszają o 70 proc. strumień cząsteczek emitowanych przez nas podczas mówienia. To ważne, bo badania naukowców z National Institutes of Health wskazują na to, że właśnie te cząsteczki najsilniej rozsiewają koronawirusa.

REKLAMA

Naukowcy badali skuteczność zwykłych maseczek chirurgicznych, nieprzesadnie ściśle dopasowanych do twarzy, w przypadku których część wydychanego przez noszącą je osobę powietrza przechodzi przez maseczkę, a część wokół niej. W odróżnieniu od masek klasy N95, zwykle dość dobrze dopasowanych do twarzy, maseczki chirurgiczne bliżej przypominają najpopularniejsze maski tkaninowe, które zostawiają więcej luzu.

Analizy liczby cząsteczek śliny przenikających przez maseczkę, czy wokół niej prowadzono z udziałem 12 ochotników, którzy głośno czytali lub kaszleli, w maseczce lub bez, przed urządzeniem liczącym unoszące się w powietrzu cząsteczki o rozmiarach nawet do pół mikrona. Licznik był podczas kolejnych eksperymentów ustawiany tak, by liczyć cząsteczki przenikające przez maseczkę, a także pod brodą, z boku twarzy, czy ponad nosem.

Okazało się, że noszenie maseczki podczas mówienia zmniejsza liczbę emitowanych cząsteczek śliny bezpośrednio przez maseczkę o przeciętnie 93 proc., pod brodą o 91 proc., bokami o 85 proc., a ponad nosem o 47 proc. Podobne wyniki zanotowano podczas kaszlu. Komputerowe symulacje pokazały natomiast, że w sumie maseczka ogranicza emisję podczas mówienia o około 70 proc., zaś podczas kaszlu o 90 proc. Kluczowe znaczenie, zdaniem autorów, ma fakt, że maseczka ogranicza głównie strumień cząsteczek kierowanych w stronę osoby, z którą rozmawiamy.

Sprawa jest istotna, bowiem badania innych naukowców, z Narodowych Instytutów Zdrowia pokazały, że właśnie mówiąc emitujemy najwięcej drobin, które najdłużej się w pomieszczeniu utrzymują. Grupa pod kierunkiem dr Adriaana Baxa z National Institute of Diabetes and Digestive and Kidney Diseases pisze o tym w najnowszym numerze czasopisma "Journal of Internal Medicine". Badacze analizowali rozmiar emitowanych drobin śliny i liczbę unoszonych przez nie koronawirusów. Przekonali się, że najgroźniejsze są te średnich rozmiarów, emitowane podczas mówienia. Unosza się one w powietrzu najdłużej, nawet przez kilka minut, mogą też być przenoszone na znaczący dystans.