„W stolicy Tajlandii - Bangkoku - stoi Grand Palace, czyli Wielki Pałac Królewski. Jego bryła jest podobna do budowli na Zachodzie, ale dekoracja i dach są tajskie. Moją muzykę, jak sądzę, można byłoby z tą konstrukcją porównać” - mówi wybitny tajski kompozytor Nat Yontararak, który odwiedził nasz kraj ze współpracującym z nim w Tajlandii polskim perkusjonistą. Łukasz Kurzydło ma za sobą kurs gry na tajskich instrumentach ludowych. A na Dalekim Wschodzie odnalazł… osobę bardzo bliską swojemu sercu.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Tajlandia – kraj królów panujących także nad nutami

Bogdan Zalewski: Polsko-tajlandzkie kontakty kulturalne, muzyczne - to brzmi jak bardzo egzotyczna dziedzina, a jednak za sprawą naszych dzisiejszych gości te relacje są bardzo bliskie i niezwykle twórcze. Mam zaszczyt i przyjemność rozmawiać w krakowskim studiu RMF FM na Kopcu Kościuszki z wybitnym tajlandzkim kompozytorem i pianistą. To pan Nat Yontararak. Witamy w Polsce, w Krakowie. To wielka przyjemność i zaszczyt dla mnie spotkać się z panem.

Nat Yontararak: Dziękuję. To dla mnie ekscytujące.

สวัสดีครับ "Saładii krap" (Tajlandzkie powitanie) Przepraszam za moją wymowę.

O, wspaniale! สวัสดีครับ. "Saładii krap". Wymówił pan to bardzo dobrze.

Drugim naszym gościem jest muzyk, znakomity perkusjonista Łukasz Kurzydło, który z panem Natem współpracuje. Ta kolaboracja jest bardzo kreatywna, prawda?

Łukasz Kurzydło: Tak. Dzień dobry.

Panie Nat, jest pan autorem między innymi tajskich utworów na fortepian solo. Czy klasyczna muzyka z Tajlandii może być interesująca dla Polaków? Jakie są pańskie doświadczenia w tej materii?

Właściwie to inspiruję się muzyką Fryderyka Chopina. Dlatego Polska wiele dla mnie znaczy. W mojej twórczości staram się łączyć tajską muzykę z klasyczną zachodnią tradycją muzyczną. To niezwykłe słyszeć tajskie dźwięki w syntezie z klasyką Zachodu. Komponowałem w taki sposób już w roku 1994. Wtedy powstała moja pierwsza sonata, którą wykonam w Polsce we wrześniu.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Nat Yontararak - Piano Sonata no.1 "Glory to Our Great Kings"

W najnowszej kompozycji inspirował się pan tajską dramaturgią ludową zwaną Likay. Mógłby pan wytłumaczyć naszym czytelnikom i słuchaczom, co to takiego?

To typ dramatu, który jest grany na wsi, w wiejskich przestrzeniach. Daleko od wielkich miast. Opowiadana w niej historia ma bawić i mieć charakter plebejski. Może zawierać każdy rodzaj muzyki, wchłaniać jakąkolwiek jej odmianę gatunkową.

Możemy ją porównać z naszą zachodnią operą?

Raczej z operetką. Z lżejszym gatunkiem. Libretto bywa całkiem zabawne. Opowieść ma w założeniu bawić. Jednak zawiera cały wachlarz emocji- od smutku do radości, wszystkie odmiany uczuć. Ludzie kochają...

I śmiać się i płakać...

...i bawić się na całego. W warstwie słownej bohater śpiewa lub przemawia, improwizując. Jego kwestie muszą być pełne dowcipu. To wymaga dużej językowej biegłości od aktora. Moim celem jest przełożenie atmosfery panującej w tego typu dramaturgii na muzykę instrumentalną, bez śpiewu. To dość trudne, aby przekształcić taki styl, komponując utwór fortepianowy. Jestem szczęśliwy, że mogę liczyć na pomoc Łukasza, który wprowadza do kompozycji instrumenty perkusyjne. Moim zdaniem to innowacja - takie połączenie gry pianisty i perkusjonisty, tak by przetworzyć emocje, o których mówiłem, na muzykę.

Właśnie, muzykiem, który ściśle współpracuje z Natem Yontararakiem jest Polak Łukasz Kurzydło. Jest pan perkusjonistą. Wybaczy pan banalne pytanie, ale czym to się różni od perkusisty?

Łukasz Kurzydło: Główną różnicą, jaką można znaleźć, jest to, że ja zajmuję się instrumentami perkusyjnymi z różnych zakątków świata, a nie tylko z wszędzie kojarzonym zestawem perkusyjnym, który służy do grania muzyki popularnej.

W internecie można obejrzeć pana wirtuozerskie, solowe popisy na instrumencie zwanym cajón. Lubi pan eksperymentować nie tylko z rytmem ale i z barwą?

Tak. Był to mój pierwszy instrument, który wziąłem na warsztat, bo jest to pewnego rodzaju wyczyn, żeby z jednego...

Pudła.

...można tak powiedzieć...

Pudła ze strunami.

Tak. W tym momencie nie mówię jako muzyk, tylko jako obserwator. Z jednego pudła drewnianego można wyczarować, chyba mogę tak powiedzieć, wyczarować różne dźwięki, różne barwy, za pomocą różnych technik.

Jest to swoista magia. Bo ten instrument wziął się z Peru i był wymyślony przez Afroamerykanów, przez niewolników.

To prawda. Zgadza się.

Coś z tej magii w tym pudle pozostało.

Myślę, że tak. Tym bardziej, że cajón został przekształcony, gdy przywędrowali z nim do Hiszpanii.

Jaką rolę odgrywa pan w prezentacji tajskiej muzyki? I jak to się stało w ogóle, że zafascynował się pan tak odległą kulturą muzyczną?

Ja od początku lubiłem obserwować różne orientalne, w zasadzie dla nas - Polaków - orientalne, style muzyczne. Eksplorowałem muzykę Bliskiego Wschodu. A moja podróż z muzyką zaczęła się na Kubie. Później Brazylia.

Aż rzuciło pana na Daleki Wschód.

Rzuciło na Daleki Wschód i dotarłem do Tajlandii. Mam za sobą kurs na tajskich instrumentach ludowych i muszę powiedzieć, że zajęło mi to całą zimę, żeby przygotować się do grania na jednym instrumencie, "królu" wszystkich instrumentów perkusyjnych w Tajlandii, taphon.

Skoro mówimy o królu, o monarchii, to może wrócę do rozmowy z panem Natem. Jaka jest rola tajskiej tradycji królewskiej w pana utworach?

Nat Yontararak: W mojej pierwszej sonacie inspirowałem się wieloma kompozycjami napisanymi przez króla z dynastii Chakri. Dziesiąty monarcha z tej dynastii panuje obecnie w Tajlandii. Poprzedni król Rama IX skomponował 48 pięknych pieśni. Dwóch innych tajskich królów w przeszłości także było muzykami. Tak więc włączyłem królewskie melodie do mojej pierwszej sonaty.

Mam także osobiste pytanie do pana. Pańska żona jest prawnuczką ostatniego władcy Królestwa Lanna (dawnego królestwa położonego na terenie obecnej Tajlandii).

Tak, zgadza się.

To dziedzictwo jest ważne dla pana jako obywatela i artysty, prawda?

Tak. Po części czuję się odpowiedzialny za to, by uświadamiać ludziom, jak ważną instytucją w Tajlandii jest rodzina królewska, podtrzymując jedność naszego państwa. Zwłaszcza nasz zmarły monarcha - król Rama IX, który zasiadał na tronie przez 70 lat. Wszyscy go kochali, a on czynił wszystko, by ludzie byli szczęśliwi.

Przeczytałem w pana biografii, że ukończył pan studia na wydziale architektury. Czy architektura wpływa na pańskie kompozycje?

Myślę, że postrzegam własną muzykę jako dźwiękową architekturę. Kiedy komponuję, mam takie wyobrażenie w mojej świadomości. Co jest kopułą, co stanowi drzwi czy okna i przestrzeń.

Jak "pałac pamięci", czy coś w tym rodzaju?

Tak, o to chodzi. To kreuje atmosferę. Gdy odwiedzi pan Bangkok, zobaczy pan, że mamy tam Grand Palace, czyli Wielki Pałac Królewski. Jego bryła jest podobna do budowli na Zachodzie, mam na myśli konstrukcję, ale dekoracja i dach są tajskie. To bardzo wyjątkowe. Moją muzykę, jak sądzę, można byłoby porównać do czegoś takiego.

Pytam pana o to, ponieważ tacy kompozytorzy-architekci jak Iannis Xenakis komponowali swoje utwory, jakby tworzyli budowle. Czy ta idea jest panu bliska?

Prawdopodobnie nie (śmiech).

To odległe od pana wyobrażeń?

U mnie to się dzieje w dźwięku, proporcjach, w całej muzyce, w kompozycji jako całości.

Proszę nam krótko opowiedzieć o swoim następnym wielkim muzycznym przedsięwzięciu zatytułowanym “Court to Common: From Thai Classical to Thai Folk Music" ("Między kulturą dworską a plebejską: od tajskiej muzyki klasycznej do folklorystycznej"). Kiedy i gdzie będziemy mogli zobaczyć je w Polsce?

Między innymi 20 września w Warszawie w Studiu Koncertowym imienia Witolda Lutosławskiego, w którym występowałem także przed dwoma laty. Będę tam wykonywał dwie sonaty. Pierwsza z nich jest zatytułowana "Chwała naszym wielkim królom". W tej kompozycji, jak już wyjaśniłem, wykorzystałem utwory naszych dawnych monarchów. W drugim przypadku chodzi o inspirację ludowym dramatem Likay. Przekształciłem ten gatunek na muzykę fortepianową z towarzyszeniem instrumentów perkusyjnych. Cieszę się, że Łukasz nauczył się gry na tajskich instrumentach. On jest w tym bardzo dobry. Mamy w repertuarze przykład takiego dzieła.

Skoro, Łukaszu, został pan wywołany ponownie, to zapytam pana jeszcze o jedną sprawę, też intymną. Wychował się pan i kształcił w Krakowie - Nowej Hucie. A Tajlandia to była ucieczka? Przygoda? Fascynacja? Miłość?

Łukasz Kurzydło: Miłość i to nie tylko do kraju, ale miłość znalazłem w tajskiej kobiecie. Jest to córka pana Nata. Poznaliśmy się w Krakowie. Jest także muzykiem. Gra na fortepianie, na harfie. Jest muzykoterapeutą. Kończyła studia w Londynie i z Londynu przyleciała do Krakowa, chyba żeby mnie poznać (śmiech).

Tak się łączą ludzkie losy. Los. Fatum po prostu.

Zaryzykowałem bardzo daleki dystans, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście to jest moje przeznaczenie. I okazuje się, że tak.

Muzyka łączy nie tylko kultury, nie tylko kraje, ale i poszczególnych ludzi.

Tak. Muzyka jest niesamowitym mostem. Chyba największym na całym świecie.

Panie Nat, pan jest także muzycznym edukatorem, jako pedagog założył pan własną szkołę. Jaki jest główny cel "Studia Nata"? I jakie są wasze kontakty z polskimi studentami?

Nat Yontararak: Pierwszy raz przybyłem do Polski na zaproszenie profesora Jana Kadłubiskiego z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina Warszawie, przewodniczącego Jury dziecięcego Międzynarodowego Festiwalu Chopinowskiego w Sochaczewie. To było w latach 2002-2003. Więc już jakiś czas temu. A potem dowiadywałem się coraz więcej na temat polskich artystów. W naszej domowej szkole organizujemy konkursy pianistyczne od 1985 roku, a od 1999 roku zapraszamy do nich polskich jurorów. Od tego czasu co trzy lata organizowany jest taki konkurs. Tak więc utrzymujemy silne kontakty z polskimi artystami.

Nazwiska polskich kompozytorów, takich jak Witold Lutosławski czy Fryderyk Chopin, miło dla mojego serca brzmią w pana ustach.

Pewnego razu zostałem zaproszony do koncertowania na festiwalu Krzysztofa Pendereckiego w Jastrzębiej Górze.

Kolejny wielki polski kompozytor.

To było dla mnie bardzo ważne wydarzenie. Spotkałem tam Pendereckiego. Był obecny na naszym koncercie.

Dziękuję obu panom z tę rozmowę. Dziękuję panie Nat. Życzę panu przyjemnego pobytu i wielu radosnych doświadczeń w Polsce.

Nat Yontararak: Dziękuję za zaproszenie nas. To był dla nas zaszczyt.

Łukasz Kurzydło: Bardzo dziękuję.

Kalendarium koncertów Nata Yontararaka w Polsce:

18 września: Prom Kultury, Warszawa
20 września: Studio Lutosławskiego, Warszawa
22 września: Akademia Muzyczna, Bydgoszcz
28 września: Muzeum Zamkowe, Pszczyna