"Bardzo czekałem na taką pełnokrwistą przygodę" - podkreśla w rozmowie w RMF FM Tomasz Kot. Zagrał on Piotra, guru sekty, w opartym na faktach oczekiwanym serialu "Niebo. Rok w piekle", który będzie miał premierę 26 grudnia na HBO Max. Znany i lubiany aktor opowiedział też o energii, którą daje mu praca z młodymi ludźmi, o tym skąd wzięło się przezwisko "PanaKota", o dzieciach, które idą w jego ślady i o tym, po co mu Instagram.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
- Tomasz Kot wciela się w lidera sekty w serialu inspirowanym książką o młodych ludziach uwikłanych w manipulacje guru.
- Aktor podkreśla, że postaci w sekcie nie są słabe, lecz szukają odpowiedzi i wsparcia w trudnych momentach.
- Opowiada też o rodzinie - córka idzie w jego ślady, a żona robi mu zdjęcia, choć twierdzi, że jest "fatalnym modelem".
- Chcesz poznać kulisy pracy nad serialem i dowiedzieć się więcej o fascynującej drodze Tomasza Kota? Sprawdź cały wywiad!
Serial inspirowany jest książką "Niebo. Pięć lat w sekcie" Sebastiana Kellera. Pełen jest historii młodych, wrażliwych i inteligentnych ludzi, którym guru najpierw dał ogromne wsparcie, a potem wszystko im odebrał. Nawet imię.
Pierwszym filtrem jest moja osobista młodość, bo ja w latach 90. byłem w liceum, w 90. latach zacząłem przygodę z teatrem. Pod koniec 90. zacząłem studiować (...) pamiętam, że było coś takiego - mówi w RMF FM Tomasz Kot.
Wyzwanie, przede wszystkim wyzwanie. Pomyślałem sobie: bardzo ciekawy materiał - przyznaje, nawiązując do roli przywódcy sekty Niebo.
Do serialowej sekty należą ludzie, którzy czują się samotni i którzy nie dają rady ze światem, więc są bardzo łatwym łupem.
Z drugiej strony nie postrzegam naszych "niebian" (...) jako jakieś słabe, bezwiedne owieczki (...) to byli też ludzie, którzy byli twardzi w tych poszukiwaniach i pojawienie się takiego guru dało gotowe odpowiedzi - stwierdza w RMF FM aktor.
Przygotowując się do roli rozmawiał z wieloma osobami, które miały podobne do bohaterów serialu doświadczenia. Rozmowy dotyczyły m.in tego, w jaki sposób ludzie trafiają do sekty, jak ignorują znaki ostrzegawcze przed niebezpieczeństwem.
Przepięknie Bartek (reżyser Bartosz Blaschke - przyp. red.) sportretował te drobne przyczyny, te takie praprzyczyny - mówi Tomasz Kot.
Pracę na planie wspomina jako "kawał ciężkiej roboty". To były cztery miesiące poza Warszawą. Mieliśmy dwie lokacje Otwock i Kalwaria, więc jeżdżenie, dojeżdżanie było momentami koszmarne. I odbierało energię - przyznaje szczerze. Pierwsze, na razie szeptane recenzje napawają go jednak optymizmem.
Tomasz Kot bardzo lubi pracować z młodymi ludźmi. To są albo projekty muzyczne, albo teledyski, albo projekty filmowe.
Ja się nie czuję jakoś staro, aczkolwiek rejestruję tę różnicę wieku. Moja córka jest już pełnoletnia, jestem zorientowany w trendach późnych nastolatków. Bardzo mnie ciekawi podejście ludzi, którzy kończą szkołę lub skończyli przed chwilą. Już czuć, że to jest coś innego, jakaś inna generacja. Troszeczkę inaczej myślą. To jest ciekawe. Ta wymiana. W drugą stronę jest tak samo. Uwielbiam starszych od siebie aktorów. I jak gdzieś jestem w garderobie i fajnie się rozmawia, to cieszę się z tego spotkania. Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej. Albo ich obserwuję, podglądam. (...) Wyobrażam sobie, że rzucam drogowskaz i mówię: tam idę - opowiada w RMF FM Tomasz Kot.
Młodzi widzowie to bardzo wdzięczna widownia. Ale też bardzo wymagająca, bo nie można jej oszukiwać. Czego nauczyła go przygoda z Panem Kleksem?
To była bardzo intensywna przygoda. To, co najbardziej zapamiętałem, to fantastyczna ekipa (...) jak się widzimy, to zawsze się serdecznie witamy. Bardzo się związałem emocjonalnie z tymi najmłodszymi aktorami, bo to było też naprawdę wyzwanie - wyznaje.
Aktor opowiada również anegdotę z planu, gdy jedna z bardzo młodych aktorek nadała mu pseudonim "PanaKota" na cześć pysznego włoskiego deseru panna cotta.
I to mnie najbardziej śmieszyło, jak na przykład przyjeżdżam na plan, a oni już tam są, po jakiejś scenie (...) i nagle cała ta grupa kolorowych dzieciaków biegnie do mnie i krzyczy "PanaKota! PanaKota!" A ja mówię "jestem, jestem, siema! - opowiada w RMF FM Tomasz Kot.
Jego córka, Blanka, zagrała w serialach "Wielka Woda" i "Pati". Czy jako ojciec, ale też aktor, który zna blaski i cienie show-biznes, nie miał żadnych obaw, że córka chce iść taką samą aktorską drogą?
Oczywiście, że tak. Miałem obawy, bo bardzo kocham swoje dzieci (...) I staram się spojrzeć tak uczciwie na pełne spektrum sprawy. Tym bardziej, że ja nie byłem w ich sytuacji. W mojej rodzinie nikt nigdy wcześniej nie był aktorem, nie wybierał nawet takiego artystycznego kierunku. I to też im uczciwie mówię: słuchajcie, cokolwiek się nie wydarzy, jest jakaś narracja nakreślona, trzeba uczciwie pracować, iść do przodu. Bo ewidentnie mają wielki talent. I jedno, i drugie. Leon (...) zdał do liceum filmowego i bardzo rozkręca ten swój "młyn artystyczny - opisuje Tomasz Kot.
Jego żona Agnieszka robi piękne zdjęcia. Czy przed obiektywem żony jest łatwiej czy trudniej? Ja oczywiście mam do niej zaufanie (...) Ale ona twierdzi, że ja jestem fatalnym modelem - śmieje się aktor.
Opowiada też o przygodzie z filmem "Zimna wojna". Gdy ekipa trafiła na festiwal w Cannes, towarzyszyło jej wiele sesji zdjęciowych. Aktor musiał przełamać swoją niechęć do pozowania.
Wspomina też o nieśmiałości, którą miewa do dziś. Rzadko korzysta z social mediów, najczęściej z Instagrama. Ale unika, jak mówi, "paniki sercowej", że nie ma dostępu do internetu. Nie sprawdza, nie śledzi, nie panikuje. Ostatnio pogratulował w mediach społecznościowych... mamie. Elżbieta Kot od 50 lat jest przewodniczką po Legnicy, rodzinnym mieście aktora. Niedawno obchodziła jubileusz.
Ja tego Instagrama w zasadzie nie używam, tylko jak mam jakieś nowe zdjęcia, nowy projekt. (...) i napisałem: mama, wszystkiego najlepszego. (...) A ostatnio jak byłem w Legnicy z synem, to podłączyliśmy się pod jedną z wycieczek. I to w jakimś sensie było też atrakcyjne dla tej grupy - opowiada Tomasz Kot.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Aktor ma na koncie m.in doskonałą rolę profesora Religi w filmie "Bogowie". Zagrał też w nowej wersji Pana Kleksa. Od jakiegoś czasu bardzo świadomie wybiera role swoje.
Czasami te wybory nie są trafione w dziesiątkę. Czasami człowiek nie ma wszystkich danych - mówi o tych mniej udanych produkcjach. Dziś rzadziej wybiera komedie. Teraz, oprócz serialu "Niebo. Rok w piekle", zagrał w krótkim metrażu.
Zgodziłem się na taką naprawdę niskobudżetową "trzydziestkę" i fantastyczny reżyser Maciek Bierut napisał genialny tekst. A ja zawsze miałem problem z wyczuciem rytmu, co wyszło na wierzch przy "Zimnej wojnie". Tam, jako dyrygent, musiałem opanować podstawy perkusyjne. I mówię: dobra, ja tego potrzebuję. Ja sobie na pięćdziesiątkę taki prezent sprawię. Po prostu zacznę chodzić do perkusistów, będę się tego uczył - zapewnia Kot.
Jedna z osób, która pracowała z aktorem zwraca uwagę, że "w świecie, w którym tak wielu oszukuje, od retuszu zdjęć po sprawy życiowo ważne, on zawsze gra fair". Taki komplement go bardzo wzruszył i tego nie ukrywa.
I dodaje, "znajomy reżyser, który pracuje z bardzo wieloma aktorami, powiedział mi kiedyś: spośród wszystkich tych znanych ludzi, jak się czyta wywiad z tobą, to on jest najbliżej ciebie".
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video