150 lat temu, 7 maja 1867 roku, urodził się Władysław Stanisław Reymont, laureat - jako drugi Polak po Henryku Sienkiewiczu - literackiej Nagrody Nobla, autor m.in. "Chłopów", "Komediantki" i "Ziemi Obiecanej". Nim został pisarzem był krawcem, aktorem, kolejarzem i medium.

REKLAMA

Otóż z ramienia PCK udałem się kiedyś do sławnego pisarza, żeby odebrać aforyzm, który miał dla naszej instytucji napisać.(...) Po chwili na wewnętrznych schodach prowadzących do gabinetu z pięterka ukazał się laureat Nobla. Wyglądał jak na portrecie, z tą różnicą, że ręką trzymał się za twarz. Nie zdążyłem się odezwać, kiedy Reymont powiedział po prostu: Wie pan, tak mnie cholera, zęby bolą, że nie byłem w stanie nic dla was napisać. Może jutro. Bardzo serdecznie przepraszam. Wtedy się przekonałem, że wielkość chodzi często w parze z prostotą i skromnością - zapisał Stefan Wiechecki "Wiech" w swoich wspomnieniach zatytułowanych "Piąte przez dziesiąte". Nomen omen! - pomieszał bowiem fakty: Reymont otrzymał Nobla w 1924 roku podczas gdy Wiechecki referentem prasowym Polskiego Czerwonego Krzyża przestał być już rok wcześniej.

Teoretyk i historyk literatury prof. Henryk Markiewicz zauważył z kolei, że życiorys Reymonta jest trudny do ustalenia w wielu szczegółach zarówno ze względu na braki w dokumentacji, jak i fakt, że sam pisarz "zabarwiał swobodnie fikcją swe ustne i publikowane relacje autobiograficzne".

Władysław Reymont, właściwie Stanisław Władysław Rejment, urodził się we wsi Kobiele Wielkie koło Radomska. Miał kilkoro rodzeństwa. Ojciec - Józef - był organistą i sekretarzem miejscowej kancelarii parafialnej, matka - Antonina z Kupczyńskich - siostrzenicą księdza kanonika Kupczyńskiego, tamtejszego proboszcza.

W 1868 roku rodzina przeniosła się do Tuszyna pod Łodzią. W szkole elementarnej przyszły autor "Chłopów" uczył się źle. Zamartwiający się o jego przyszłość rodzice postanowili zrezygnować z wyższych ambicji i zapewnić mu znajomość jakiegoś fachu. Wysłali go więc latem 1880 roku do Warszawy do najstarszej siostry Katarzyny, której mąż - Konstanty Jakimowicz - był właścicielem zakładu krawieckiego. W rodzinie zamężnej siostry jej młodszy brat spędził cztery lata. W ciągu tygodnia wraz z innymi czeladnikami i adeptami na czeladników uczył się fachu krawieckiego, a w niedzielę uczęszczał do Warszawskiej Szkoły Niedzielno-Rzemieślniczej, jedynej, z której wyniósł świadectwo ukończenia (8 XII 1883 r.) - podał Kazimierz Wyka w książce "Reymont, czyli ucieczka do życia".

Autor "Ziemi Obiecanej" w 1884 roku zdobył stopień czeladnika, ale w krawieckim fachu nie zrobił kariery. Miał zadane: samodzielnie skroić i uszyć ubranie frakowe. Egzamin zdał. Gdym koło roku 1930 odwiedzał osiemdziesięcioletniego już bez mała p. Konstantego Jakimowicza i zapytałem go, jak ów frak był uszyty, sędziwy eks-szef Reymonta uśmiechnął się pod wąsem i odpowiedział: Jak na literata, to robota krawiecka była dobra - napisał Adam Grzymała-Siedlecki w książce "Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim". Reymont pracował również w handlu, kilkakrotnie próbował kontynuować naukę.

Aktorem też nie został...

Pobyt w Warszawie obudził w Reymoncie zamiłowanie zarówno do literatury, jak i do teatru. Nie zadowalała go jednak rola widza - w wieku 18 lat przystał do wędrownej trupy aktorskiej, z którą występował do roku 1887 pod pseudonimem Urbański.

Niestety jako bardzo mierny aktor, grywał tylko epizodyczne rólki, co nie mogło zaspokoić jego ambicji. Sytuację Reymonta, jako wędrownego aktora opisał prozaik i reportażysta Wojciech Żukrowski: Ileż on zażył biedy, jakże mu było przez lata całe piekielnie ciężko (...) Bezwstydnie żebrze zamężną siostrę o całe portki na tyłek, o niewystrzępioną koszulinę. (...) Z wędrowną trupą aktorską włóczył się po miasteczkach, ale i aktorem był miernym, a że się nie rozłajdaczył, nie zapił na śmierć, to cud istny. Inni sobie w łeb palili.

Autor "Komediantki" teatr i życie aktorskie traktował jako formę ucieczki od surowej i nędznej rzeczywistości: Lubię teatr, lubię ten gwar publiczności, ten szelest afiszów, suwanie krzeseł, to ciepło zakulisowe(...) ten rodzaj udręczenia, jakie sprawia trema (...) Człowiek zapomina na kilka godzin o całym życiu, nędzy, upokorzeń i szaroty - i płynie, wchłania w siebie inną atmosferę, zdaje się być innym, choć to tylko nerwy dostają karmę - napisał Reymont w swoim dzienniku z 1892 roku.

Powróciwszy do rodziców, dzięki staraniom ojca w 1888 roku otrzymał posadę robotnika na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Znudzony jednak monotonią nowego życia, po raz drugi próbował szczęścia na scenie, co skończyło się nowym rozczarowaniem.

Ok. 1890 roku ktoś ze znajomych odkrył w "starszym robotniku kolejowym" zdolności medialne. Panowała wtedy moda na spirytyzm i pewien adept "wiedzy tajemnej", niejaki Puszow, skłonił Reymonta, aby powędrował z nim w świat jako medium, produkujące się na seansach dla amatorów "zaświatowych" wrażeń. Niestety - i tu na Reymonta czekało rozczarowanie: młody kolejarz nie miał tak wybitnych uzdolnień medialnych, aby mógł dzięki nim zrobić karierę.

Niedoszłe medium wróciło do pracy na kolei. Osadzają go na dystansie kolejowym Rogów-Płyćwia. Obowiązkiem jego podstawowym jest mieć pieczę nad torem na odcinku między wsią Krosnową a wsią Lipcami (obecnie Lipce Reymontowskie - PAP), baczne śledzenie, czy szyny znajdują się w stanie bezwzględnej wymagalności, czy nie należy już wymienić któregoś z podkładów, czy nie formuje się jakieś nadwątlenie w nasypie itd. - i w razie czegoś natychmiastowy meldunek swojemu szefowi dróżnikowi, ewentualnie własnoręczna naprawa, jeśli uszkodzenie nieznaczne - napisał Grzymała-Siedlecki.

Kolej jednak nie była jego przeznaczeniem. Kiedy pewnego dnia pociąg przejechał człowieka, Reymont złożył raport służbowy. Naczelnik odesłał go z adnotacją: "Zwracam nowelkę, proszę o ścisły raport o wypadku".

W tym okresie powstało pierwsze, oznaczone datą 16 lutego 1891 roku, opowiadanie Reymonta "Pracy!". W 1893 roku debiutant ruszył do Warszawy. Ukazały się kolejne jego utwory - "Wigilia Bożego Narodzenia" w krakowskiej "Myśli", "Suka" w "Prawdzie", "Śmierć" w "Głosie". Kłopoty finansowe młodego literata nie skończyły się jednak. Bieda, bieda, bieda. No, jeśli się komuś zdaje, że to tak łatwo zdobyć sobie miejsce w prasie... ten nie ma pojęcia o niczym - wspominał pisarz.

Nędzarz o wspaniałej pamięci

Reymont zamieszkał we "wspólnym pokoju", wraz z jakimiś rzemieślnikami, przy ul. Świętojańskiej. Warunki mieszkaniowe były tak trudne, że korzystał ze światła i ciszy w katedrze Świętego Jana, spędzając w niej długie godziny na pisaniu - podał Józef Rurawski w książce "Władysław Reymont". Żył w skrajnej biedzie. Z powodu nędznego ubrania został kiedyś wyproszony z kawiarni. Innym znów razem woźna jednej z warszawskich redakcji nie chciała go zostawić samego w przedpokoju, obawiając się o bezpieczeństwo umieszczonych tam na wieszakach palt redaktorów.

Poeta Artur Oppman "Or-Ot" opowiadał o fantastycznym darze pamięci wzrokowej jaką posiadał Reymont: Przechodziłem kiedyś z Reymontem przez ulicę Królewską w Warszawie, koło placu Saskiego. Naraz Reymont odzywa się do mnie: Zamknij na chwilę oczy i powiedz mi, co na placu widziałeś przed chwilą. Poddałem się temu egzaminowi, ponieważ jednak niewiele miałem do zeznania i czułej się tym niejako zakłopotany, więc postanowiłem szukać odwetu. Zatrzymałem Reymonta umyślnie na miejscu przez kilka minut, wciągnąłem do w temat żywszej jakiejś rozmowy po czym naraz rzuciłem mu: No, a teraz ty zamknij oczy i powiedz, coś na placu widziała przed chwilą. Przywarł powieki, odwrócił się tyłem do placu i zaczął: - Od strony ulicy Wierzbowej wjeżdżały przed chwilą dwie dorożki, jedna, z siwym koniem, skręciła w ulicę Czystą; druga dwukonka, z gniadym i kasztanem, jedzie ku Mazowieckiej; w pierwszej siedzi jakaś starsza dama, w dwukonce dwaj oficerowie, ten po lewej stronie, huzar, pałasz trzyma na założonych noga na nodze kolanach, drugi, zdaje się, sztabowiec, sądząc po lampasie na czapie; na środku placu grupa trzech jegomościów żywo rozmawia, najstarszy z nich z siwą bródką...

Nawet książkowy debiut "Pielgrzymka do Jasnej Góry" (1895) nie przyniósł poprawy sytuacji finansowej pisarza. Po niej powstały "Komediantka" (1896), "Fermenty" (1897). W tych latach Reymont zaczyna pisać "Ziemię obiecaną". Już drukowana w odcinkach zwróciła uwagę zarówno kół literackich, jak i... carskiej policji. Wydanie książkowe ukazało się z licznymi skreśleniami cenzury, a autor wyjechał dla bezpieczeństwa za granicę.

Raz jeszcze kolej miała odegrać doniosłą rolę w życiu Reymonta. 13 lipca 1900 roku, w towarzystwie znanego redaktora warszawskiego Jana Gadomskiego oraz jego siostry, wyjechał z Warszawy pociągiem w kierunku Łodzi. Pod Włochami nastąpiło zderzenie pociągów. Była to jedna z najgłośniejszych katastrof tamtych lat. W wypadku zginęło kilkanaście osób, w tym siostra Jana Gadomskiego. Reymont był ciężko kontuzjowany i przeżył szok. Początkowo trzymał się dzielnie. Pomagał wynosić rannych i poszkodowanych. Dopiero po upływie mniej więcej godziny zasłabł gwałtownie. W szpitalu na Pradze okazało się, że ma kilka złamanych żeber i potłuczone nogi. Najbardziej jednak ucierpiał system nerwowy - napisał Rurawski.

Autor "Chłopów" wytoczył proces dyrekcji kolei, który wygrał otrzymując odszkodowanie w wysokości ok. 40 tys. rubli. Dzięki temu uzyskał wreszcie finansową niezależność.

Towarzyski człowiek

W 1902 roku, po udzieleniu przez papieża Leona XIII dyspensy i unieważnieniu małżeństwa wybranki Reymonta - Aureli z Szacsznajdrów Szabłowskiej, para wzięła ślub. Następnie Reymont ruszył w świat, zwiedził Europę Zachodnią (m.in.: Berlin, Brukselę, Paryż, Londyn). Jednocześnie podjął pracę nad "Chłopami", która zajmowała mu dużo czasu. Pierwsza część powstała w roku 1902, ostatnia - "Lato" - w 1909 roku.

Jak pisze Grzymała-Siedlecki: Nie znało się bardziej towarzyskiego odeń człowieka. Gościnność jego przechodziła w legendę. Słynęły jego obiadki i kolacyjki, na których pani Reymontowa dawała dowody talentu kulinarnego, równego uzdolnieniom pisarskim jej męża. Żył nieustanną potrzebą obcowania z ludźmi. Jeśli tylko nie był zajęty pisaniem lub gdy tylko skończył dzienne swoje pensum, któremu poświęcał czas od wczesnych godzin rannych do trzynastej, najwyżej czternastej - natychmiast wypływał na świat, czy to na umówione już z kimś spotkanie, czy do kawiarni, gdzie niechybnie złowi miłe towarzystwo.

Coraz bardziej pogarszało się zdrowie pisarza, który w 1920 roku kupił mająteczek Kołaczkowo w pobliżu Wrześni (obecnie muzeum Reymontowskie), gdzie osiadł na stałe, rzadko zaglądając do Warszawy. Z małżeństwa z Aurelią z Szacsznajdrów pisarz nie pozostawił potomstwa.

13 listopada 1924 roku Reymont otrzymał literacką Nagrodę Nobla, do której, prócz niego, kandydowali Tomasz Mann, Maksym Gorki, Sigrid Undset i Stefan Żeromski. Z uwagi na stan zdrowia nie mógł odebrać nagrody osobiście. Jakże chory jestem, bez sił, cóż mi po sławie i pieniądzach. Los zadrwił sobie ze mnie - napisał miesiąc później do wybitnego popularyzatora literatury polskiej Francka Louisa Schoella, autora francuskiego przekładu "Chłopów".

W styczniu 1925 roku został odznaczony wielką wstęgę Orderu Polonia Restituta.

15 sierpnia 1925 roku Wincenty Witos zorganizował w Wierzchowicach uroczystość będącą wyrazem hołdu polskiej wsi dla jej największego epika. Było to ostatnie wystąpienie publiczne pisarza.

Władysław Stanisław Reymont zmarł 5 grudnia 1925 roku w Warszawie - uroczysty pogrzeb odbył się 9 grudnia z udziałem prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, rządu i korpusu dyplomatycznego. Pochowany został na cmentarzu Powązkowskim, zapoczątkowując Aleję Zasłużonych. Urna z sercem pisarza zamurowana została w filarze kościoła Św. Krzyża w Warszawie.

(az)