12-letnia Bridgit Njoki zginęła we własnym domu, trafiona zabłąkaną kulą podczas gwałtownych protestów w Kenii. Dziewczynka, która jeszcze chwilę wcześniej oglądała telewizję w bezpiecznym - jak sądziła jej rodzina - domu, stała się niewinną ofiarą narastającej przemocy. Jej śmierć wstrząsnęła nie tylko bliskimi, ale i całym krajem, stając się tragicznym symbolem eskalacji konfliktu, który zbiera coraz tragiczniejsze żniwo wśród cywilów.
W poniedziałkowe popołudnie, gdy przez niektóre regiony Kenii przetaczały się gwałtowne protesty, 12-letnia Bridgit Njoki spędzała czas w rodzinnym domu, oglądając telewizję. Nikt nie spodziewał się, że dramat rozgrywający się na ulicach dotrze do ich spokojnej wioski Ndumberi, oddalonej od głównych dróg.
Niestety, pojedyncza kula przebiła dach i sufit domu, śmiertelnie raniąc dziewczynkę w głowę. Mimo natychmiastowej pomocy, Bridgit zmarła w szpitalu kilka godzin później.
Jej matka, Lucy Ngugi, nie kryje rozpaczy. Była dla mnie wszystkim. Pozwólcie mi być ostatnią matką, która opłakuje śmierć dziecka. Niewinnego dziecka - mówi, nie mogąc pogodzić się z tragedią.
Bridgit Njoki to jedna z najmłodszych ofiar fali przemocy, która od kilku tygodni wstrząsa Kenią. Według Kenijskiej Narodowej Komisji Praw Człowieka, od połowy czerwca w wyniku protestów zginęło już niemal 70 osób, a setki zostały ranne. Demonstracje, prowadzone głównie przez młodych Kenijczyków, są odpowiedzią na rosnące koszty życia, podwyżki podatków, narastające zadłużenie państwa oraz brutalność służb porządkowych.
Mother of 12-year-old Bridget Njoki, shot dead by a stray police bullet in the quiet village of Kiriguini in Ndumberi, Kiambu County during Saba Saba protests, narrates the final moments before her daughter died. pic.twitter.com/if4y5dhu99
C_NyaKundiHJuly 8, 2025
W dniu śmierci Bridgit władze zablokowały główne drogi, a policja użyła gazu łzawiącego i - jak pokazują nagrania - ostrej amunicji nawet w dzielnicach mieszkalnych. Rodzina Njoki była przekonana, że ich dom jest bezpieczny, oddalony od centrum zamieszek. Niestety, rzeczywistość okazała się inna.
Bridgit była uczennicą siódmej klasy, dumą i wsparciem dla rodziny. Zawsze była najlepsza w klasie, posłuszna, pomocna, bardzo dobra dziewczyna - wspomina jej babcia. Matka opisuje ją jako piękną i pełną marzeń. Ojciec i rodzeństwo nie są w stanie mówić o tragedii, a pustka po dziewczynce jest odczuwalna w całym domu.
Śmierć Bridgit i innych ofiar wywołała międzynarodowe oburzenie. Organizacje praw człowieka i ONZ potępiły działania kenijskiej policji, krytykując użycie śmiercionośnej amunicji wobec cywilów.
Prezydent Kenii, William Ruto, przyjął twarde stanowisko wobec protestujących, apelując o surowe kary dla osób łamiących prawo. Opozycja zarzuca mu jednak brak dialogu i odpowiedzialności za eskalację przemocy. Tymczasem rodzina Njoki i wielu Kenijczyków domaga się zakończenia brutalności i prawdziwych reform.
Niech Bridgit będzie ostatnią ofiarą tych protestów - mówi jej matka. Nie spalajmy naszego kraju. Porozmawiajmy. Jesteśmy braćmi i siostrami. Błagam rząd: nie pozwólcie, by kolejne dziecko zginęło tak jak ona - dodała.