60-letni Marek M. stanął w poniedziałek przed sądem w stolicy Islandii, Reykjaviku, oskarżony o podpalenie domu wielorodzinnego oraz przyczynienie się w ten sposób do śmierci trojga Polaków.

REKLAMA

Do tragicznego w skutkach pożaru doszło w centrum miasta w czerwcu ubiegłego roku.

Co mogę powiedzieć? Jestem niewinny. To ogromna tragedia - zeznał w sądzie Marek M., którego oskarżono również o usiłowanie pozbawienia życia 10 innych poszkodowanych w pożarze osób, w większości Polaków. Cztery osoby zostały ranne.

Według prokuratora 25 czerwca 2020 roku mężczyzna podłożył ogień na podłodze w swoim pokoju, w świetlicy oraz pod schodami na trzecim piętrze. Następnie udał się do ambasady rosyjskiej. Zanim został zatrzymany w pobliżu placówki, napadł na dwóch policjantów.

W pożarze zginęła 21-letnia kobieta oraz 24-letni mężczyzna. Inna 26-letnia kobieta zmarła w wyniku obrażeń, jakich doznała po wyskoczeniu z trzeciego piętra płonącego budynku. Po domu pozostały jedynie zgliszcza.

W opinii psychiatrów Marek M. w chwili dokonania podpalenia był niepoczytalny i nie powinien odpowiadać za swoje czyny.

Oddzielne postępowanie toczy się wobec właściciela nieruchomości, w której wybuchł pożar. Media informowały wcześniej o złym stanie technicznym budynku zamieszkiwanego przez imigrantów i o braku odpowiedniej ochrony przeciwpożarowej.

Tragedia poruszyła islandzką opinię publiczną. Zorganizowano zbiórkę na rzecz poszkodowanych oraz marsz z udziałem władz miasta, polityków i związków zawodowych.

Proces Marka M. nazywany jest przez islandzkie media jednym z największych w historii kraju, w którym jednej osobie zarzuca się śmierć trzech innych osób. Rozprawa będzie kontynuowana przez kilka najbliższych dni.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: 4 lata więzienia dla matki za zabójstwo dziecka