Myślę, że za parę dni wszystko będzie jasne, ktoś zażąda okupu, bo było to typowe zachowanie rabusiów - mówi "Gazecie Wyborczej" naoczny świadek uprowadzenia w Syrii polskiego fotoreportera Marcina Sudera, Mohamed al-Chalid. "Sprawa związana jest z pieniędzmi" - podkreśla.

REKLAMA

Mohamed al-Chalid nocował w biurze prasowym opozycji w miejscowości Sarakib, skąd porwano Polaka. Jednoznacznie ocenia, że działania grupy niezidentyfikowanych do tej pory sprawców miały motyw rabunkowy. Ukradli wszystko - relacjonuje, wyliczając, że łupem złodziei padło 7 laptopów, dyski pamięci, wszystkie komórki, kamery, aparaty, a także gotówka. Typowe zachowanie rabusiów. Myślę, że za parę dni wszystko stanie się jasne i ktoś zażąda okupu - dodaje.

Z relacji świadków wynika, że Marcin Suder został uprowadzony w środę między godziną 12 a 14 przez 15 zamaskowanych napastników. Do sali wpadło około 15 zamaskowanych napastników, którzy dotkliwie pobili syryjskiego dziennikarza, który kierował tym centrum, skradli komputery, dokumenty, pieniądze, wszystkie wartościowe rzeczy. Polski fotografik znajdował się w tym momencie w tym miejscu i został uprowadzony przez tę grupę, która oddaliła się w nieznanym kierunku - relacjonował wiceminister spraw zagranicznych Bogusław Winid na posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych.

Wczoraj śledztwo ws. możliwego uprowadzenia Sudera wszczęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Czynności w śledztwie niebawem zostaną powierzone do prowadzenia delegaturze stołecznej ABW - poinformował jej rzecznik Dariusz Ślepokura. Na razie zbieramy informacje i będziemy próbować wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia - dodał.

Porwany fotoreporter ma 34 lata. Od wielu lat jeździ za własne pieniądze w miejsca, gdzie trwają konflikty zbrojne. Jego zdjęcia publikował m.in. "National Geographic" i "Polityka".