Zdaniem prezydenta Rosji, władze powinny były zwrócić uwagę na członkinie punkrockowej grupy Pussy Riot już w 2008 roku. "Właśnie wtedy jedna z nich wzięła udział w publicznym seansie grupowego seksu w jednym z moskiewskich muzeów" - przypomniał w wywiadzie dla anglojęzycznej telewizji Russia Today Władimir Putin.

REKLAMA

Sądzę, że już wtedy - po tym, gdy urządzili seans grupowego seksu w muzeum - władze winny były zwrócić na to uwagę. Ludzie mają prawo robić co chcą, ale pod warunkiem, że nie narusza to porządku prawnego - powiedział Putin w wywiadzie. Robili to w publicznym miejscu, a potem jeszcze umieścili wszystko w internecie - dodał. Zauważył też, że "niektórzy miłośnicy powiadają, iż seks grupowy jest lepszy od indywidualnego, bo jak w każdej zespołowej pracy można trochę poleniuchować". Powtarzam - to sprawa każdego człowieka, jednak umieszczanie tego w internecie jest już kwestią sporną i - moim zdaniem - powinno podlegać ocenie prawnej - oznajmił.

Wałęsa: Szkoda mi dziewczyn

O uwolnienie artystek z Pussy Riot bezskutecznie apelują rosyjscy oraz zagraniczni twórcy kultury i artyści. Skazanie performerek wywołało na świecie protesty i obawy o wolność słowa w Rosji. Interwencję w sprawie członkiń grupy zapowiedział także Lech Wałęsa. Były prezydent Polski zamierza wysłać do Władimira Putina list, bo - jak tłumaczy - "szkoda mu dziewczyn i jest przeciwko cenzurze". Dokument jest już gotowy, ma dotrzeć do rosyjskiej ambasady w Warszawie w piątek.

Nie podobają mi się metody, jakie zastosowały dziewczyny z zespołu, bo nie wolno religii, miejsc świętych włączać w jakąkolwiek walkę polityczną. Ale mimo wszystko należałoby dziewczynom wybaczyć - wyjaśnił Wałęsa.

Pytany, czy liczy na to, że jego list wpłynie na decyzję o uwolnieniu artystek, polityk przyznał że nie liczy na żaden efekt, ale "trzeba coś zrobić". Może jak ładnie napiszę, to się spodoba Putinowi - żartował.

Performerki wykonały "punkową modlitwę"

Zobacz również:
17 sierpnia Chamowniczeski Sąd Rejonowy skazał trzy performerki z Pussy Riot - 22-letnią Nadieżdę Tołokonnikową, 24-letnią Marię Alochiną i 29-letnią Jekatierinę Samucewicz - na dwa lata łagru za wykonanie w prawosławnej świątyni antyputinowskiego utworu. Tołokonnikowa, Alochina i Samucewicz były wśród pięciu członkiń Pussy Riot, które 21 lutego w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela, najważniejszej świątyni prawosławnej Rosji, odśpiewały utwór "Bogurodzico, przegoń Putina". Swój występ nazwały "modlitwą punkową". W ich zamyśle akcja była protestem przeciwko powrotowi Putina na Kreml i poparciu, jakiego w kampanii wyborczej udzielił mu zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, Cyryl.

Za nieformalną przywódczynię Pussy Riot uważana jest Tołokonnikowa, znana też jako Nadia Tołokno. Wcześniej była związana z grupą artystyczną "Wojna". Najgłośniejszą akcją tej formacji było namalowanie odblaskowymi farbami na moście zwodzonym w Petersburgu wielkiego (53-metrowego) penisa. Malunek ukazał się funkcjonariuszom Federalnej Służby Bezpieczeństwa w całej krasie wieczorem, po podniesieniu przeprawy.

"Wojna" poszła jednak o krok dalej. Objęcie urzędu prezydenta przez Dmitrija Miedwiediewa członkowie Wojny uczcili publicznym seansem grupowego seksu przed wypchanym niedźwiedziem w Muzeum Biologicznym w Moskwie. Wśród uczestników byli Tołokonnikowa i jej mąż Piotr Wierziłow - lider grupy. Tołokonnikowa, wówczas studentka pierwszego roku filozofii na Uniwersytecie Moskiewskim, była wtedy w dziewiątym miesiącu ciąży.

Justyna Satora