"Czas naszego wyspiarskiego państwa jest policzony" - alarmuje prezydent leżącego na Pacyfiku Kiribati, Anote Tong. Przez ocieplanie się klimatu archipelag zalewają wody oceanu. Przywódca Kiribati zastanawia się nad ewakuacją ludności. "Nie chcemy, by naród Kiribati zniknął, i musimy pracować, by do tego nie doszło" - podkreśla.

REKLAMA

Tong alarmuje, że przez ocean zostały już opanowane całe partie archipelagu złożonego z około 30 koralowych atoli, z których większość znajduje się tuż nad poziomem wody. Już mamy społeczności, które trzeba było ewakuować z zalewanych wiosek - poinformował w rozmowie telefonicznej z AFP. Na początku października był wielki przypływ, społeczności zalewała woda. Jest to coraz powszechniejsze. Zegar tyka, nasz czas jest policzony - powiedział.

Kiribati należy do wyspiarskich państw jak Malediwy czy Tuvalu w zachodniej Polinezji. Według komisji praw człowieka ONZ, w wyniku ocieplania klimatu mogą one okazać się "państwami bez ziemi".

Anote Tong nie ma złudzeń co do wyniku konferencji klimatycznej rozpoczętej w tym tygodniu w Dausze. Nie wierzy, by negocjatorów obchodził los Kiribati. Wielu negocjatorów (...) tak naprawdę nie patrzy na to, co już się dzieje w krajach najbardziej zagrożonych - stwierdził. On sam do Dauhy nie pojechał.

Kiribati zastanawia się nad ewakuacją ludności

Jak podkreślił prezydent wyspiarskiego państwa, w Kiribati nie mówimy o wzroście gospodarczym czy poziomie życia. My mówimy o naszym przetrwaniu.

Zamiast czekać na hipotetyczne działania z zewnątrz, Kiribati analizuje dostępne opcje, w tym przeniesienie części jego 103 tysięcy mieszkańców. Rozważa się także budowę zapór i zakładanie plantacji mangrowców. Ale dalsze życie na wyspach, podobne do tego sprzed wieków, wydaje się mało prawdopodobne - stwierdził Anote Tong. Musimy zaakceptować możliwość, rzeczywistość, przeniesienia części naszej ludności (...) Nie chcemy, by naród Kiribati zniknął, i musimy pracować, by do tego nie doszło - dodał.

Rząd planuje zakup 2 tysięcy hektarów ziemi na wyspach Fidżi, które dostarczają pożywienia mieszkańcom Kiribati. Grunty na sprzedaż posiada też Timor Wschodni. Innym rozwiązaniem mogłaby być budowa sztucznych wysp, ale to przedsięwzięcie bardzo kosztowne.

Raport analizujący szczegółowo wszystkie możliwości i ich koszty powinien być gotowy w przyszłym roku. Zostanie on przedstawiony potencjalnym darczyńcom.

Na razie nie ma ustalonego terminu ewentualnej relokacji ludności, ale - jak mówi Tong - czekanie do ostatniej minuty, bez innych opcji niż skok do morza czy gdzie indziej, nie ma sensu.

Prezydent uważa, że z pomocą krajom takim jak Kiribati, które nie przyczyniają się do globalnego ocieplenia, a jedynie ponoszą jego konsekwencje, świat może przyjść z pomocą. Obywatele mają sumienie, ale to nie oni podejmują decyzje. To robią rządy. Musimy jednak mówić do ludzi i nie możemy tracić wiary w ludzkość - podkreślił.