Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało specjalny komunikat ostrzegawczy w związku z sytuacją w Chinach. Od lipca 2025 roku gwałtownie wzrosła tam liczba przypadków zakażenia wirusem chikungunya. Mowa jest już o ponad 7 tysiącach przypadków. Władze w prowincji Guangdong, gdzie sytuacja jest najpoważniejsza, wprowadziły środki sanitarne przypominające te z czasów pandemii Covid-19.
W ostatnich tygodniach chińska prowincja Guangdong zmaga się z największym od lat wzrostem liczby zakażeń wirusem przenoszonym przez komary. Tylko od lipca 2025 roku zgłoszono tu ponad 7 tysięcy przypadków chikungunya.
Najbardziej dotknięte zostało miasto Foshan, gdzie pacjenci z potwierdzonym zakażeniem muszą pozostać w szpitalu - ich łóżka zabezpieczane są moskitierami, a wypis możliwy jest dopiero po uzyskaniu negatywnego wyniku testu lub po tygodniowym pobycie.
Poza Foshan zakażenia zgłoszono już w co najmniej 12 innych miastach południowej prowincji. Tylko w ostatnim tygodniu liczba nowych przypadków wyniosła niemal 3 tysiące.
Chikungunya to wirus przenoszony przez ukąszenie zakażonego komara. Wywołuje przede wszystkim wysoką gorączkę oraz silny ból stawów, który w niektórych przypadkach może utrzymywać się przez wiele miesięcy, a nawet lat.
Typowe objawy pojawiają się najczęściej w ciągu trzech do siedmiu dni po ugryzieniu i obejmują: gorączkę, wysypkę, ból głowy, ból mięśni, a także obrzęk stawów.
Władze podkreślają, że dotychczas wszystkie przypadki w Guangdong miały łagodny przebieg, a aż 95 proc. pacjentów wracało do zdrowia w ciągu tygodnia. Jednak niepokój wśród mieszkańców pozostaje duży, zwłaszcza że wirus nie jest szeroko znany w kraju.
Warto przypomnieć, że wirus chikungunya nie przenosi się z człowieka na człowieka - do zakażenia dochodzi wyłącznie poprzez ugryzienie przez zainfekowanego komara.
Aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się wirusa, władze przyjęły strategię przypominającą tę znaną z czasów pandemii Covid-19. Osoby z objawami gorączki, bólu stawów czy wysypki są zachęcane do natychmiastowego zgłoszenia się na testy do najbliższego szpitala. W niektórych miastach wprowadzono nawet nakaz 14-dniowej kwarantanny dla podróżnych z Foshan - choć ostatecznie został on wycofany.
Władze zobowiązały mieszkańców do regularnego usuwania stojącej wody z domów i otoczenia - z doniczek, pustych butelek czy ekspresów do kawy. To właśnie w takich miejscach najczęściej rozmnażają się komary przenoszące wirusa. Osoby, które nie zastosują się do tych zaleceń, muszą liczyć się z karami grzywny do 10 tysięcy juanów (około 1 400 dolarów).
W walkę z komarami zaangażowano także naturę - w Foshan wypuszczono do miejskich jezior 5 tysięcy ryb zjadających larwy komarów, a w całej prowincji wypuszcza się tzw. "słoniowe komary", które pożerają mniejsze osobniki. W niektórych częściach miasta stosuje się nawet drony do wykrywania źródeł stojącej wody.
Wirus chikungunya po raz pierwszy został zidentyfikowany w Tanzanii w 1952 roku. Od tego czasu pojawił się w ponad 110 krajach, głównie w Afryce Subsaharyjskiej, Azji Południowo-Wschodniej i Ameryce Łacińskiej. W Chinach dotąd był rzadkością, stąd obecna epidemia budzi szczególne zainteresowanie.
W tym tygodniu Hongkong zgłosił swój pierwszy przypadek - 12-letni chłopiec po podróży do Foshan miał gorączkę, wysypkę i ból stawów.
Stany Zjednoczone zaapelowały do podróżnych udających się do Chin o "zwiększoną ostrożność" w związku z wybuchem epidemii.
Podobny komunikat wydał polski MSZ. "Polakom podróżującym do regionu oraz przebywającym na terenie prowincji Guangdong zaleca się zachowanie szczególnej ostrożności oraz stosowanie się do zaleceń lokalnych służb sanitarno-epidemiologicznych" - czytamy w nim.