BND, niemiecki wywiad zagraniczny posługiwał się dziennikarzami w śledzeniu z ukrycia ich życia redakcyjnego i prywatnego. Skandalem zajmie się parlamentarna komisja. Dotychczas utrzymywano, że tego typu praktyki stosowano w latach 90. – okazuje się, że dziennikarze byli inwigilowani jeszcze w ubiegłym roku.

REKLAMA

Wyjaśnienia zarzutów i ukarania winnych domagają się niemieckie partie opozycyjne – FDP i Zieloni. Jak pisze tygodnik „Der Spiegel”, BND jeszcze do ubiegłego roku korzystał z usług swego „agenta” – dziennikarza jednej z zachodnioniemieckich agencji prasowych, występującego pod pseudonimem „Sommer”, czyli Lato. Kontakty z nim zerwano dopiero pod koniec roku, gdy na ślad sprawy trafiły media.

Wedle byłego koordynatora służb specjalnych, Bernda Schmidbauera, polecenie inwigilowania dziennikarzy wydać miał sam szef BND, Hansjoerg Geiger. Schmidbauer zaprzeczył jednocześnie, by o praktykach wiedział urząd kanclerski.

Chodziło o wykrycie źródła przecieków do mediów. Od 1996 roku rolę wtyczki wywiadu miał pełnić współpracownik gazety „Focus”. W sumie miał przygotować aż 856 raportów na temat dziennikarzy z redakcji „Sueddeutsche Zeitung”, „Der Spiegel”, „Focus” i „Hamburger Abendblatt”. Zapłatą było ponad 650 tysięcy marek.

Media, pisząc o aferze, powołują się na 170-stronicowy raport przygotowany przez byłego sędziego Federalnego Sądu Najwyższego, Gerharda Schaefera. Ujawnienia dokumentu domaga się Niemiecki Związek Dziennikarzy (DJV).