W niedzielę w Niemczech odbędą się przyspieszone wybory parlamentarne. Blok partii chadeckich, lider przedwyborczego wyścigu, notuje ok. 30 proc. poparcie. W Monachium jest specjalny wysłannik RMF FM Beniamin Kubiak-Piłat, a sytuację z Berlina relacjonuje Aneta Łuczkowska. Niemcy chcą przede wszystkim zmian.
"Zeit dass sich was aendert" (niem. Czas coś zmienić) - takie hasło można zauważyć niemal na każdym słupie informacyjnym w centrum Monachium - relacjonuje dziennikarz RMF FM Beniamin Kubiak-Piłat.
To idea, która przyświeca partii CSU, wchodzącej w skład bloku chadeckiego, mającego obecnie największe, około trzydziestoprocentowe poparcie.
Friedrich Merz, lider siostrzanej CDU, jest najpoważniejszym kandydatem na kanclerza i to właśnie jego wizerunek można spotkać na plakatach i banerach wyborczych w stolicy Bawarii.
Próżno z kolei szukać tu haseł skrajnie prawicowych, które zachęcałyby do głosowania na drugą w sondażach partię AfD - Alternatywę dla Niemiec - donosi reporter RMF FM.
Dwa tygodnie temu prawie 250 tysięcy osób wyszło na ulice Monachium, by protestować przeciwko prawicowemu ekstremizmowi. W sobotę mają odbyć się kolejne manifestacje.
W przedwyborczą sobotę siedziba niemieckiego kanclerza jest pusta. Sprawujący tę funkcję Olaf Scholz pojechał do swojego okręgu wyborczego w Poczdamie - informuje reporterka RMF FM Aneta Łuczkowska, która jest w Berlinie.
W Niemczech nie ma ciszy wyborczej, więc agitacja trwa do ostatnich chwil.
Na ulicach stolicy widać plakaty kandydatów, a niemieccy obywatele, przepytywani przez dziennikarkę RMF FM są zgodni, że przed nimi ważna decyzja.
To jest zdecydowanie bardzo ważne dla naszej przyszłości i nie mogę się doczekać, co wydarzy się jutro - powiedziała napotkana kobieta.
Jutro nie wydarzy się nic szczególnego. Pozostaniemy krajem demokratycznym, choć będzie to trudne - stwierdził z kolei mężczyzna, z którym rozmawiała nasza wysłanniczka.
Centrum Berlina może być dzisiaj niespokojne. Po południu w rejonie Friedrichstraße rusza manifestacja skrajnej prawicy. Szykowane są również kontrmanifestacje, więc siłą rzeczy, będzie tu dużo policji. Wiele ulic w centrum miasta jest od rana wyłączonych z ruchu.
Na finiszu kampanii wszystko wskazuje na poważne przetasowania w niemieckim parlamencie. Jeśli AfD utrzyma obecne, 20 proc. poparcie, partia będzie miała dwa razy więcej posłów niż w obecnym Bundestagu.
Socjaldemokraci (SPD) na czele z Olafem Scholzem, których popiera 16 proc. Niemców, prawdopodobnie stracą wiele mandatów w parlamencie.
Na Zielonych chce głosować ok. 13 proc. wyborców. Sensacją tej kampanii jest wzrost notowań Partii Lewicy, która - jak oceniły media - spektakularnie odrodziła się i może liczyć na poparcie na poziomie 8 proc.
Do Bundestagu dostałby się jeszcze skrajnie lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW; 5 proc.). Na granicy progu wyborczego oscylują liberałowie (FDP; 4 proc.).
Najnowsze sondaże wykazały, że około jedna piąta wyborców nadal nie zdecydowała, czy i na kogo zagłosuje.
Dla Niemców najważniejszymi tematami przed wyborami do Bundestagu są "pokój i bezpieczeństwo" (45 proc.) i "gospodarka" (44 proc.). Innymi decydującymi kwestiami są: "sprawiedliwość społeczna" (39 proc.) i "uchodźcy/ azyl" (26 proc.).
Jak bardzo zmieniła się sytuacja w kraju w porównaniu do wyborów w 2021 r. widać w temacie "ochrony klimatu", który za decydujący uważa tylko co piąty wyborca.