Brytyjska premier Liz Truss przedstawiła w Izbie Gmin pakiet pomocowy, który ma na celu walkę z kryzysem energetycznym. Co się w nim znalazło?

REKLAMA

Rząd zamrozi ceny energii na dwa lata na poziomie 2.5 tys. funtów rocznie dla gospodarstwa domowego. To o cały tysiąc mniej niż Brytyjczycy mieli płacić od pierwszego października. Zadłuży to budżet państwa o kolejne 150 miliardów funtów. Porównania z legendarną premier Margaret Thatcher na tym się kończą - rząd będzie bowiem pożyczać pieniądze, by centralnie kontrolować ceny gazu i prądu, łamiąc podstawowe zasady gospodarki kapitalistycznej. Nic dziwnego, że ten program już teraz przyprawia ekonomistów o zawrót głowy. Ale zdaniem nowej premier, to jedyny sensowny sposób by uchronić Brytyjczyków przed kryzysem wywołanym przez rosyjską agresja na Ukrainę, który przecież nie powstał ich winy.

Znaczenie słów

Liz Truss jest przy władzy od 48 godzin, a możliwe, że przestawiony w Izbie Gmin program pomocowy zdefiniuje całą jej dalszą karierę szefowej rządu. Jeśli odniesie sukces, będzie noszona na rękach. Jeśli jej się nie uda, przepadnie z kretesem. Nie posiada mandatu, by rządzić w imieniu całego elektoratu. Po rezygnacji premiera Borisa Johnsona wybrała ją wąska grupa członków partii Konserwatystów - zaledwie 80 tys. osób. To znacznie utrudnia jej pole manewru i nakłada ryzyko na podejmowane decyzje. W dodatku, oprócz opozycji, nowa premier ma w Izbie Gmin posłów ze swojej własnej partii, którzy wierni są Johnsonowi i będą torpedować jej działania od wewnątrz.

Dostawy w przyszłości

Przedstawiając szczegóły pakietu pomocowego, Liz Truss zapowiedziała zwiększoną eksploatację złóż ropy naftowej na Morzu Północnym. Wydajnych zostanie dodatkowych 100 nowych licencji na wydobycie tego surowca. Zwiększone zostaną także działania mające na celu rozwój elektrowni nuklearnych. Liz Truss zniosła również zakaz, jakim objęto wydobycie gazu łupkowego - to z pewnością nie ucieszy działaczy środowiskowych. Zapowiedziała także gruntowną rewizję zasad funkcjonowania sektora energetycznego - systemu ustalania cen i metod działania. Co spotkało się z ostrą krytyką opozycji, rząd nie zamierza opodatkować koncernów energetycznych zarabiających krocie na kryzysie, twierdząc, że byłoby to ukaraniem ich za rentowne prowadzenie biznesów. Rachunek - zdaniem Partii Pracy - ureguluje ostatecznie podatnik, spłacając zadłużenie przez pokolenia.

Czas na działanie

Jedno jest pewne - coś musiało się zdarzyć. Brytyjczycy nie wytrzymaliby tak rosnących cen energii. Dwu-trzy-czterokrotnych podwyżek. W przyszłym roku mieli płacić nawet do 5 tys. funtów rocznie w ramach gospodarstwa domowego. Jakakolwiek pomoc w formie, w jakiej zostało to dziś ogłoszone w Izbie Gmin, może oznaczać rosnącą inflację, słabnącego funta, niekorzystne zmiany w stopie procentowej, a to może ostatecznie wpłynąć na zdolność kredytową Wielkiej Brytanii. A przecież dopiero, co Wielka Brytania wyczołgała się z pandemii, nie mówiąc już o tym, że fusy po brexicie jeszcze nie opadły. Nie zdążyły, bo świat wywrócony został do góry nogami przez koronawirusa, a teraz wojnę w Ukrainie. Żyjemy w interesujących, ale bardzo trudnych czasach.