Władze Korei Południowej potwierdziły pierwszy przypadek afrykańskiego pomoru świń (ASF) w tym kraju. Choroba zaatakowała na fermie w pobliżu granicy z Koreą Północną, która informowała o wykryciu wirusa w swoich hodowlach w maju.

REKLAMA

Południowokoreańskie władze starają się nie dopuścić do rozprzestrzenienia się epidemii choroby, z którą od wielu miesięcy borykają się już m.in. Chiny, Mongolia i Wietnam.

Po wykryciu pierwszego ogniska w całej Korei Południowej wprowadzono środki reagowania kryzysowego. Przez 48 godzin z żadnej z ferm, ubojni ani zakładów produkcji paszy w kraju nie można przenosić osób, zwierząt ani sprzętu.

Rozpoczęto prewencyjny ubój około 4 tys. sztuk trzody chlewnej na małej fermie w miejscowości Padzu, gdzie w wyniku choroby padło pięć zwierząt, a także na dwóch pobliskich fermach - poinformował minister rolnictwa Kim Hiun Su.

Władze zamierzają zdezynfekować około 6,3 tys. ferm w całym kraju i skontrolować stan każdego ze znajdujących się na nich ponad 11 mln zwierząt. Ministerstwo nie ujawniło, ile świń znajduje się w pobliżu granicy z Koreą Północną.

Uruchomiono także dochodzenie epidemiologiczne, by określić, co doprowadziło do zakażenia na fermie w Padzu - dodał minister. Jak dotąd ustalono, że ferma leży około 2,5 km od rzeki płynącej wzdłuż granicy z Koreą Północną. Budynki są pozbawione okien i otoczone płotami, które mają zapobiec przedostaniu się dzików.

Pjongjang nie odpowiedział na propozycję Seulu w sprawie współpracy na rzecz zapobiegania przenikaniu ASF przez granicę - podała południowokoreańska agencja prasowa Yonhap.

ASF nie jest groźny dla ludzi, ale dla nierogacizny jest chorobą śmiertelną i nie ma przeciw niemu skutecznej szczepionki. Wirus zaatakował w Chinach w sierpniu 2018 roku i na przestrzeni roku spowodował spadek pogłowia trzody chlewnej w tym kraju o jedną trzecią, windując ceny wieprzowiny.