Niecodzienna sytuacja w Kalifornii w USA. Do jednej z lodziarni wszedł... czarny niedźwiedź. Zwierzę wzbudziło niemałe poruszenie, a jego wizyta zakończyła się szczęśliwie – bez większych szkód.
Do incydentu doszło w niedzielę rano w popularnym ośrodku wypoczynkowym Camp Richardson, położonym na południowym brzegu jeziora Tahoe w Kalifornii. Alarm podniósł jeden z mieszkańców lub pracowników, który zauważył podejrzaną postać w okolicy lodziarni.
Na miejsce natychmiast wezwano policję.
Po przybyciu na miejsce funkcjonariusze odkryli, że sprawcą zamieszania jest... czarny niedźwiedź. Zwierzę weszło do pustej lodziarni.
Jak relacjonuje biuro szeryfa, "funkcjonariusze nie mogli uwierzyć własnym oczom". Na opublikowanych zdjęciach widać, jak niedźwiedź wygląda zza lady, sprawiając wrażenie, jakby czekał na obsługę i chciał złożyć zamówienie.
Policjanci żartobliwie nadali zwierzęciu imię "Fuzzy". Według ich relacji niedźwiedź największe zainteresowanie wykazywał lodami truskawkowymi.
Na szczęście po krótkiej "rozmowie" i delikatnej zachęcie nieproszony gość opuścił lokal, nie wyrządzając większych szkód. Sprzątanie po jego wizycie okazało się niewielkim wyzwaniem.
W Kotlinie Tahoe, wokół miasta South Lake Tahoe na południowym brzegu jeziora, żyje około 300 czarnych niedźwiedzi. To jedno z największych zagęszczeń tych zwierząt w Kalifornii.