„Zwiększony poziom promieniowania”, „Doszło do wycieku radioaktywnego” – w Rosji tak jak wcześniej w Polsce krążą plotki o awarii w dwóch elektrowniach atomowych – leningradzkiej i wołgodońskiej. Władze zaprzeczają i podejrzewają, że nie jest to zwykła plotka, ale dzieło ekstremistów.

REKLAMA

„Amerykańskie satelity zarejestrowały podwyższoną radiację na południu Rosji w rejonie Donu” – alarmowały e-maile rzekomo przygotowane przez Ekologiczną Straż Północnego Kaukazu. Dalej informowano, że promieniowanie czterokrotnie przekroczyło normę. Z kolei inne listy powoływały się na biuro prasowe RosAtomu, przedsiębiorstwa zarządzającego elektrowniami.

Rosyjskie media uspokajają i dodają, że to perfidna prowokacja. Władze rozpoczynają w tej sprawie śledztwa, powołując się na paragrafy dotyczące przygotowań do zamachu terrorystycznego. Prokuratorzy z okręgu leningradzkiego twierdzą, że nie można mówić o przypadku, a za tymi akcjami stoją albo ekstremiści lub przeciwnicy rozbudowy elektrowni. Posłuchaj relacji moskiewskiego korespondenta RMF FM Przemysława Marca:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Leningradzka elektrownia atomowa to największy producent energii elektrycznej w północno-zachodniej części Rosji. Położna jest na brzegu Zatoki Fińskiej, około 80 kilometrów na południowy-zachód od Sankt Petersburga w miejscowości Sosnowy Bór. Budowę siłowni rozpoczęto w 1967 r.; została oddana do użytku w 1973 r. Posiada cztery reaktory jądrowe typu RBMK – każdy o mocy 1000 megawatów.

Wołgodońska elektrownia atomowa powstała w 1979 r. Posiada cztery reaktory typu WWER-1000. Siłownia jest częścią Zunifikowanego Systemu Energetycznego Północnego Kaukazu, który obejmuje swoim zasięgiem aż 11 regionów Rosji. Elektrownia produkuje nie tylko elektryczność, ale także dostarcza ciepło do Wołgodońska.