Do kasy państwa wpłynęło w tym roku z mandatów z fotoradarów zaledwie… 3,5 procent sumy, jakiej spodziewało się Ministerstwo Finansów. Resort nie zamierza jednak obniżyć prognoz dochodów. Zrobił to w tym roku raz, zmniejszając planowane wpływy z 1,2 miliarda złotych do 850 milionów.

REKLAMA

Tak niskie wpływy z mandatów to przede wszystkim efekt wielu opóźnień w instalacji systemu fotoradarów w Inspekcji Transportu Drogowego. Nowe urządzenia wciąż są instalowane, a system komputerowy nadal nie działa, więc ściągalność kar stoi na wyjątkowo niskim poziomie.

Kierowcy mieli wpłacić w tym roku z mandatów 850 milionów złotych, ale do wczoraj wpłynęło zaledwie 30 milionów. Mimo to nie ma planów kolejnej obniżki prognozy, bo - jak usłyszał w ITD reporter RMF FM Paweł Świąder - do końca roku zostały jeszcze przecież cztery dni.

Warto jednak kierowcom przypomnieć, że fotoradarów przybywa, nowe, nieoznakowane samochody ITD fotografują ich, ale ich nie zatrzymują, a za pół roku ma też ruszyć odcinkowy pomiar prędkości. To dlatego w przyszłorocznym budżecie zapisano, że zmotoryzowani zostaną złupieni na półtora miliarda złotych.

Kierowcy na celowniku

Testy systemu odcinkowego pomiaru prędkości trwają na krajowej "5" tuż przed wjazdem do Bydgoszczy. Na początku i na końcu dwukilometrowego odcinka zainstalowano tam bramownice ze specjalnymi kamerami. Kamery będą rejestrowały czas, w jakim dany pojazd pokonał fragment trasy, i na tej podstawie system obliczy średnią prędkość, z jaką (kierowca) jechał. Jeśli okaże się ona wyższa od dozwolonej, kierowca dostanie mandat - wyjaśnia Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.

W pierwszym etapie wdrażania nowego systemu planowane jest uruchomienie 24 takich odcinków na terenie całego kraju. Pierwsze z nich zaczną działać już na początku przyszłego roku.

Według policjantów i inspektorów drogowych system sprawdzi się lepiej niż stosowane dotychczas fotoradary. Chodzi o to, że kierowcy, widząc fotoradar, zwalniają tylko na chwilę, by uniknąć mandatu, a później znów przyspieszają. Przy pomiarze odcinkowym będą musieli zwolnić na dłużej.

Natomiast od początku grudnia kierowców łamiących przepisy fotografują samochody Inspekcji Transportu Drogowego. Inspektorzy nikogo jednak nie zatrzymują, więc o przewinieniu właściciel samochodu dowie się, gdy dostanie pocztą wezwanie do wskazania kierowcy.

ITD "rzuciła" na cały kraj 29 samochodów. Nie ścigają one piratów, ale jeżdżą po naszych drogach i fotografują tych, którzy przekraczają prędkość. Mogą też zaparkować na poboczu i fotografować przejeżdżające samochody. Co więcej, w odróżnieniu od straży miejskiej Inspekcja nie musi w takim miejscu stawiać znaku ostrzegającego przed fotoradarem.