Nadal nie ma kontaktu z trzema poszukiwanymi górnikami w kopalni Zofiówka w Jastrzębiu. Akcja ratownicza nieprzerwanie trwa tam od soboty, kiedy to w kopalni doszło do bardzo silnego wstrząsu. Dwóch górników zginęło.

REKLAMA

O godz. 6 w kopalni zaczęła się poranna zmiana. Wyłączony z ruchu jest ten rejon, gdzie prowadzona jest akcja ratownicza. Przed kopalnianą bramą wisi duży transparent z napisem "Górnicy z Zofiówki - jesteśmy z wami". A pod nim przychodzący do pracy górnicy zapalają znicze. Z każdą chwilą jest ich coraz więcej. Tuż przed godz. 6 na teren kopalni wjechał kolejny autobus z ratownikami.

Ratownicy próbują dotrzeć do poszukiwanych dwoma drogami. W jedno z tych miejsc cały czas tłoczone jest powietrze. Chodnik, gdzie mogą znajdować się poszukiwani, jest zasypany.

Ratownicy próbują dotrzeć do górników dwoma podziemnymi chodnikami. W jednym z nich budowany jest specjalny rurociąg - przez górników nazywany lutniociągiem - którym tłoczone jest powietrze. W drugim ratownicy mozolnie przedzierają się przez zwały skał i metalowych, zniszczonych po wstrząsie konstrukcji.

Poszukiwani mogą znajdować się w tym rejonie, bo tam był z nimi ostatni kontakt w sobotę. Dzwonili na powierzchnię i potem najprawdopodobniej ruszyli chodnikiem.

Dosłownie minutę po tej rozmowie doszło do wstrząsu. Podziemne telefony znajdują się w pobliżu miejsca, gdzie zasypane wyrobisko krzyżuje się z drugim chodnikiem, w który wtłaczane jest powietrze. Jeśli ratownicy dotrą do tego miejsca i będą mogli pracować tam już bez aparatów tlenowych, przeszukiwanie zasypanego chodnika będzie można prowadzić z dwóch stron.

Akcję utrudniają: wydzielający się pod ziemią metan (jego ilość wzrosła w niedzielę po południu po wstrząsie wtórnym w kopalni), wysoka temperatura w wyrobiskach oraz zawężenie przekroju chodnika, który po wstrząsie został poważnie zdeformowany, a znajdujące się w nim instalacje i urządzenia - uszkodzone. Aby przejść dalej, ratownicy muszą usuwać np. fragmenty taśmociągu lub podziemnej kolejki, a prześwity w zwałowisku mają miejscami zaledwie pół metra.Cały czas trwa również napowietrzanie rejonu akcji ratowniczej, by zmniejszyć stężenie metanu do bezpiecznego poziomu oraz poprawić warunki pracy ratowników. Przez całą niedzielę zastępy ratownicze budowały tzw. lutniociągi doprowadzające powietrze; prace te miały być kontynuowane także w nocy.

Jak mówił wieczorem prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Daniel Ozon, dziś o 8 rano mają zostać przekazane istotne nowe informacje o postępach prac ekip ratunkowych.

W kulminacyjnym momencie wczorajszej akcji uczestniczyło w niej 20 pięcioosobowych zastępów ratowniczych. Podobna liczba przygotowana jest do pracy dziś. Od dziś sztab akcji ma też wspierać zespół doradców - trzech lub czterech profesorów, wybitnych specjalistów w zakresie wstrząsów i tąpnięć.

Katastrofą zajęła się prokuratura. Dziś ma zapaść oficjalna decyzja o rozpoczęciu śledztwa. Będzie je prawdopodobnie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.

Na razie prokurator wraz z policją zabezpieczył dokumentację dotyczącą m.in. wydobycia w rejonie, w którym doszło do katastrofy, ewentualnych wcześniejszych wstrząsów oraz stosowanych tam zabezpieczeń. Zaplanowano też sekcje zwłok górników, którzy zginęli.

To są na razie działania wstępne, które prokuratura może przeprowadzić, zanim śledztwo oficjalnie się rozpocznie.

Przyczyny katastrofy będzie też wyjaśniała specjalna komisja, którą ma powołać prezes Wyższego Urzędu Górniczego.

Sobotni wstrząs był najsilniejszym w historii kopalni. Gdy do niego doszło, w Zofiówce pracowało 250 osób, z czego w rejonie bezpośredniego zagrożenia 900 m pod ziemią - 11. Czterem z nich udało się uciec, siedmiu zostało pod ziemią. Po kilku godzinach ratownicy odnaleźli dwóch z nich - są w szpitalu z niegroźnymi dla życia urazami.

Trzeci górnik, przygnieciony elementami obudowy wyrobiska, został wydobyty wczoraj przed południem - lekarz stwierdził jego zgon. Później przekazano informację o odnalezieniu kolejnego pracownika, także on zmarł. Z trzema pozostałymi nie ma kontaktu.

(mpw)