Coraz gorsza sytuacja w górnictwie. Koronakryzys pogrąża kopalnie. Powodem jest nie kryzysowy spadek zapotrzebowania na energię. Do tego dochodzą inne przyczyny: odwrót od węgla w elektrowniach i domach oraz malejący, ale wciąż znaczący import węgla, głównie z Rosji.

REKLAMA

Według danych rządowych strata górnictwa w tym roku już po trzech kwartałach była dwa razy większa niż w całym zeszłym roku - sięgając prawie trzech i pół miliarda złotych. O takiej kwocie w wywiadzie dla Trybuny Górniczej mówi sekretarz stanu, Pełnomocnik Rządu do Spraw Transformacji Spółek Energetycznych i Górnictwa Węglowego Artur Soboń. Z kopalni płyną informacje o zwiększeniu sprzedaży, ale według pełnomocnika nie widać większych szans na rychłe odwrócenie tej sytuacji. Zresztą długookresowa umowa w sprawie górnictwa zakłada konieczność subsydiowania branży przez państwo nawet do połowy wieku, kiedy branża ma być ostatecznie zlikwidowana.

Po pierwsze w czasie koronakryzysu spadło zużycie prądu. Szczególnie ucierpiała produkcja w przemyśle hutniczym, ciężkim i maszynowym. Skoro energochłonne fabryki wytwarzają mniej, potrzebują też mniej energii.

Zużycie prądu zmalało o kilka procent, ale elektrownie używają aż o kilkanaście procent mniej węgla. Przyczyną jest fakt, że energetyka powoli odwraca się od tego surowca, otwierając choćby nowe bloki gazowe. W zeszłym roku nieco ponad połowa energii w Polsce pochodziła z "czarnego złota", a w tym roku to ma być już nieco poniżej połowy.

Kolejną przyczyną problemu jest mniejszy popyt ze strony gospodarstw domowych. Rządowe programy wsparcia zachęcają do wymiany domowych pieców węglowych na gazowe oraz do instalacji fotowoltaiki, która z kolei przyczynia się do zmniejszenia zapotrzebowania na prąd z elektrowni

Wszystkie te problemy mogłoby doraźnie zniwelować wstrzymanie importu węgla. Niemal całość importu pochodzi spoza Unii Europejskiej, głównie z Rosji, a także Australii, Stanów Zjednoczonych czy Mozambiku.

W tym roku polskie kopalnie mają wydobyć około 60 mln ton, a do kraju przyjedzie około 10 mln ton węgla. To mniej niż w zeszłym roku, kiedy import był o połowę większy. Z kolei w 2018 roku był aż dwa razy większy. W każdym razie mniej więcej tyle samo, czyli 10 mln ton węgla, leży na hałdach polskich kopalni.

Górnictwo zatrudnia 80 tysięcy ludzi, gotowych ostro protestować. Według wstępnej umowy między rządem i górnikami, do połowy wieku górnictwo ma być zlikwidowane. Do tego czasu państwo ma dopłacać kopalniom, a górnicy mają mieć gwarancję pracy do emerytury. Umowa miała być podpisana wkrótce po Barbórce, ale wiele wskazuje, że to się w tym roku nie uda.