Słowacja żąda od polskich służb sanitarnych informacji na temat skażenia żywności tzw. solą wypadową. Nasi południowi sąsiedzi chcą wiedzieć, czy także na ich rynek trafiły towary, do produkcji których zamiast soli spożywczej używano tej do posypywania dróg.

REKLAMA

Szef słowackiej Państwowej Służby Weterynaryjnej i Spożywczej zażądał od swojego odpowiednika w Polsce informacji o tym, które towary mogły zostać skażone solą drogową. Chce także poznać listę zakładów spożywczych, do których była ona dostarczana i czy przypadkiem nie ma wśród nich także słowackich producentów żywności.

Na Słowacji wybuchła prawdziwa panika po tym, jak prywatna telewizja "Markiza" wyemitowała materiał o aferze solnej w Polsce. Przypomniano w nim, że bardzo wielu mieszkańców północnej części kraju od kilku lat regularnie robi zakupy w Polsce, bo artykuły spożywcze są u nas tańsze. Wielu Słowaków nawet dwa razy w tygodniu zaopatruje się w polskich sklepach.

Przemysłowa sól trafiała do sklepów w całym kraju

Jak ustaliła CBŚ i prokuratura, trzy firmy - dwie z województwa kujawsko-pomorskiego i jedna z woj. wielkopolskiego - mogły sprzedawać miesięcznie tysiące ton niejadalnej soli, twierdząc że to sól spożywcza. Z ustaleń CBŚ wynika, każda z firm miesięcznie sprzedawała mniej więcej tysiąc ton soli. Kupowały ją jako tzw. sól wypadową - odpad przy produkcji chlorku wapnia, używany m.in. do posypywania zimą dróg - po mniej więcej 130 zł za tonę i sprzedawały jako spożywczą po mniej więcej 400 zł. Zarabiały na tym rocznie po kilka milionów złotych.

Sól trafiała głównie do odbiorców hurtowych, wytwórni wędlin, przetwórni ryb, mleczarni czy piekarni. Stamtąd mogła trafić do sklepów w całym kraju.