Prokuratura Wojskowa w Zielonej Górze wszczęła śledztwo w sprawie jednostki wojskowej w Skwierzynie w Lubuskiem. To właśnie tam czterech młodych żołnierzy zachorowało na niebezpieczną dla życia sepsę.

REKLAMA

Po informacjach ujawnionych w ubiegłym tygodniu przez RMF, prokuratorzy chcą sprawdzić, czy w skwierzyńskiej jednostce funkcjonowała tzw. fala i czy lekarze wojskowi nie lekceważyli chorób żołnierzy.

Na oddziale zakaźnym szpitala przebywa nadal czterech żołnierzy ze Skwierzyny.

Jednak sprawa wydaje się podejrzana, ponieważ rok temu w tej samej jednostce na sepsę chorował już jeden z żołnierzy. Powodem choroby była ta sama bakteria, co w tym przypadku. Do dziś nie udało się wyjaśnić, jak doszło do zachorowania. Dlatego też mężczyzna nie wierzy, że rozpoczęte przez prokuraturę śledztwo cokolwiek wykaże.

Wspomina, że w jego przypadku nie można mówić o zapewnieniu odpowiedniej opieki medycznej. - Od rana czułem po sobie bóle, gorączkę i w takim stanie o godzinie 18 zostałem wysłany na służbę do kuchni. Nie było tam żadnego lekarza. Nikt się tym nie interesował. Wybłagałem tyle, żeby mnie zawieźli do szpitala, bo już nie miałem siły wstać z łóżka - opowiada. Ostatecznie trafił na oddział intensywnej opieki medycznej, a do służby wojskowej już nie wrócił. Jednak komisja lekarska uznała, że jego choroba nie miała związku z pobytem w koszarach, dlatego nie przysługuje mu odszkodowanie.