Pilot samolotu CASA i obsługa lotniska złamali procedury – taki wniosek płynie z raportu biegłych w sprawie styczniowej katastrofy lotniczej pod Mirosławcem w województwie zachodniopomorskim. Raport nie jest jednak wiążący dla prokuratury prowadzącej śledztwo w tej sprawie.

REKLAMA

Dokument biegłych jest bardzo istotnym dowodem, który wpłynie z pewnością na tok śledztwa – powiedział reporterowi RMF FM szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Pułkownik Tadeusz Cieśla zaznaczył jednak, że raport nic jeszcze nie przesądza: Ten dokument musi być oceniany w powiązaniu z dowodami, które przeprowadziła prokuratura. Jeśli całościowa ocena sprawy, łącznie z dowodem z tej opinii, będzie współgrać, to można decydować o treści konkretnego zarzutu.

Jak ustalił reporter RMF FM, eksperci zwracają uwagę m.in. na fakt złamania procedur lądowania przez załogę Casy. Samolot wbrew tym procedurom lądował na jałowym biegu. Jak stwierdził informator Krzysztofa Zasady, to irackie przyzwyczajenie – chodzi o zmniejszenie hałasu i ryzyka zestrzelenia.

Kolejny błąd to decyzja pilotów o ponownym lądowaniu. W tym przypadku kontrolerzy lotów mieli złamać procedury zezwalając na ten manewr. Z raportem ma się zapoznać Minister Obrony Narodowej. W środę dokument ma zostać upubliczniony.

Jak dowiedział się reporter RMF FM, szef MON Bogdan Klich zlecił szefowi Służby Kontrwywiadu Wojskowego wszczęcie postępowania w sprawie wycieku informacji z raportu. Dokument jest bowiem jeszcze tajny.

CASA C-295 M rozbiła się 23 stycznia o godz. 19.07 w czasie podchodzenia do lądowania w 12. Bazie Lotniczej w Mirosławcu. Maszyna spadła na zalesiony teren poza jednostką, ok. 800 metrów od pasa startowego. Na jej pokładzie znajdowało się 16 wysokiej rangi oficerów Sił Powietrznych i 4 członków załogi. Wszyscy zginęli na miejscu. Dotychczas nie podano jeszcze ostatecznych przyczyn katastrofy.