Kierowca, któremu zatrzymano prawo jazdy za przekroczenie limitu 24 punktów karnych, nie może bronić się tym, że punkty dostał niesłusznie, a fotoradary działały nieprawidłowo - orzekł Naczelny Sąd Administracyjny. Sędziowie podkreślili w wyroku, że od orzeczenia nie ma odwołania. Dokument musi zostać odebrany.

REKLAMA

Sędziowie rozpatrywali skargę kierowcy, który przekroczył limit 24 punktów karnych. Z tego powodu prezydent miasta zatrzymał mu prawo jazdy. Wniosek w tej sprawie złożył komendant miejscowej policji, twierdząc, że od listopada 2008 r. do września 2009 r. mężczyzna wiele razy łamał przepisy drogowe. W sumie zebrał 32 punkty karne.

Kierowca nie zgodził się z decyzją najpierw prezydenta miasta, a potem samorządowego kolegium odwoławczego. Złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Twierdził, że został ukarany przez policję niesłusznie, a gminne fotoradary, rozstawione na terenie całego kraju, nie działały prawidłowo.

Przekroczysz limit punktów, musisz oddać dokument

Wojewódzki Sąd Administracyjny oddalił skargę mężczyzny. Sędziowie podkreślili, że zgodnie z prawem o ruchu drogowym prawo jazdy zatrzymuje się kierowcy, który przekroczył 24 punkty karne. Jeśli kierowca w ciągu roku otrzyma więcej niż 24 punkty, to komendant policji musi wystąpić do organu wydającego prawa jazdy z wnioskiem o skontrolowanie kwalifikacji kierowcy, a potem do prezydenta miasta - o zatrzymanie prawa jazdy. Sąd podkreślił, że prezydent, decydując o zatrzymaniu dokumentu, nie sprawdza zasadności przyznania punktów karnych, ani tego, czy prędkość pojazdu była rejestrowana prawidłowo.

NSA zwraca też uwagę, że w postępowaniu dotyczącym zatrzymania prawa jazdy nie ma miejsca na wyjaśnianie, czy były podstawy do przyznania kierowcy punktów karnych ani tym bardziej na sprawdzanie, czy zamontowane w całym kraju fotoradary działają prawidłowo. Z przepisów jasno wynika, że przekroczenie limitu punktów za naruszenie przepisów ruchu drogowego zmusza odpowiedni organ do wydania decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy i w takiej sytuacji nie może być mowy o postępowaniu wyjaśniającym - orzekł sąd.