"Jest mało prawdopodobne, żebyśmy sfinalizowali prace nad polskim Krajowym Planem Odbudowy jeszcze w tym roku" – powiedział wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis. Przypomnijmy, że polski KPO opiewa na 36 mld euro, które będą mogły być wydane na wsparcie gospodarki w związku z pandemią koronawirusa.

REKLAMA

Słowa unijnego komisarza oznaczają, że nasz kraj może się pożegnać z prawem do zaliczki 4,7 mld. euro. A dalsze opóźnienia oznaczają, że Polska może nie zdążyć wydać przeznaczonych dla niej pieniędzy.

Zaliczka jest bardzo korzystna, bo są to pieniądze, które można uzyskać praktycznie od razu bez konieczności spełnienia jakichkolwiek wymogów. Pieniądze te oczywiście nie przepadną, zostaną jednak wypłacone dopiero jako transza z całej płatności po realizacji np. konkretnych reform czy inwestycji.

Ruch należy do Polski

Zdaniem Komisji Europejskie ruch należy teraz do polskich władz. Chodzi o zobowiązanie się do likwidacji Izby Dyscyplinarnej, przywrócenie do orzekania sędziów odsuniętych politycznie oraz zmianę systemu dyscyplinującego sędziów. To warunki, które postawiła szefowa KE Ursula von der Leyen podczas debaty w Parlamencie Europejskim z premierem Mateuszem Morawieckim.

Jak ustaliła dziennikarka RMF FM negocjacje w sprawie KPO "zawiesiły się" na żądaniu KE przywrócenia do orzekania sędziów zwolnionych politycznie, takich jak np. sędzia Igor Tuleya. Dla polskich władz takie ustępstwo byłoby honorową porażką. Byłoby zbyt widocznym zwycięstwem opozycji, bo triumfalnie powróciliby sędziowie, którzy otwarcie krytykowali reformę sądowniczą. Stąd argument Warszawy, że postulat Brukseli oznaczałby przywrócenie do orzekania także na przykład sędziów-złodziei. Naciski stronnictwa Zbigniewa Ziobry na razie są tak silne, że nie da się tu zrobić jakiegoś ruchu w stronę Brukseli, by odblokować fundusze.

Polska pogodzona, ale...

Polska wydaje się już pogodzona z utratą możliwości sięgnięcia po zaliczkę. Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda powiedział 3 grudnia, zaliczka "nie jest aż tak istotna, jak niektórzy przywiązują do tego wagę". Opóźnienie zatwierdzenia polskiego KPO o kolejne miesiące, może jednak oznaczać, że Polska może po prostu nie zdążyć wydać przeznaczonych dla niej pieniędzy. Teoretycznie jest czas do 2026 roku, jednak do końca 2023 roku pieniądze muszą być rozpisane na realizację konkretnych działań - inwestycji czy reform. Polska może więc mieć za mało czasu (a na pewno mniej niż inne kraje UE) na przygotowanie planu konkretnych zobowiązań co do tego w jakim terminie i na co zamierza wydać pieniądze.

Krajowy Plan Odbudowy to dokument, w którym kraje członkowskie wskazują, jak wykorzystają pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy. Nasz kraj ma mieć do dyspozycji około 58 mld euro. Przyjęcie planu KPO przez Komisję Europejską jest konieczne, by Polska otrzymała fundusze.