Nie wiemy, co przepisywać pacjentom po przeszczepach - alarmują lekarze, a aptekarze skarżą się, że nowych leków nie ma w hurtowniach. Po zmianach na liście leków refundowanych, które weszły w życie od 1 stycznia, pacjenci mają kłopot z kupieniem kluczowych dla ich życia i zdrowia preparatów. Albo muszą płacić za nie wielokrotnie wyższą cenę. Na większe wydatki jednak nie każdego stać.

REKLAMA

Z informacji przekazanych nam przez lekarzy wynika, że kłopoty dotyczą dwóch kluczowych dla pacjentów po transplantacji leków. Oba zawierają tę samą substancję czynną - Takrolimus. Jeden z nich to Prograf - zastąpiony na liście leków refundowanych generykiem o nazwie Taliximun. Drugi to Advagraf - zamieniony na lek o nazwie handlowej Envarsus.

Lekarze przyznają jednak, że muszą przepisywać pacjentom stare leki, bo nowych i tak nie można kupić. Za stare trzeba zaś obecnie słono płacić. To jest ponad 50 złotych więcej niż wcześniej. A to tylko jedno opakowanie. Jeśli bierzemy miesięcznie średnio pięć opakowań, minus połowa jednego, to wychodzi mniej więcej 250 złotych - wylicza w rozmowie z reporterem RMF FM Kubą Kaługą pan Andrzej, pacjent z Gdańska, który jest po przeszczepie nerki. Wcześniej za opakowanie Prografu płacił niespełna 3,5 złotego.

Wielu pacjentów - spodziewając się tego typu kłopotów - zrobiło zapasy. Nie każdy jednak mógł sobie na to pozwolić. A kto będzie przygotowany? Kto to wiedział? Tego nie ogłaszali wcześniej - mówi naszemu dziennikarzowi pan Piotr, który kilka miesięcy temu przeszedł transplantację nerki. Ja zapasów nie mam. Żadnych. Mam tylko z opieki pieniądze... Nie ma szans, żebym dalej to ciągnął, żeby nie było odrzutu. A wtedy z powrotem dializy - mówi o swoich obawach pan Andrzej.

Lekarze, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że problemów jest więcej. Nie w przypadku każdego pacjenta można tak po prostu zamienić oba leki. Sama zamiana może wiązać się z koniecznością hospitalizacji i obserwowania, jak pacjent na nią reaguje. To są szczególne sytuacje. Oni dostali drugie życie. Takie leczenie to nie może być żonglerka lekami - podkreśla w rozmowie z Kubą Kaługą specjalista z Pomorza.

O problemach alarmują też aptekarze. Przewidywali je już w grudniu, gdy część pacjentów zaczęła robić zapasy. Dziś jednak nie potrafią określić, na kiedy będą w stanie zamówić pacjentom nowe leki z listy refundacyjnej. W jednej z hurtowni poinformowano mnie, że być może za tydzień coś się pojawi. Klientom mówimy, że muszą uzbroić się w cierpliwość. Że szukamy, że walczymy. Wysyłamy maile do firm. Maile z prośbą o udostępnienie przez hurtownie określonych leków. Wysłałem już kilkanaście w sprawie tych dwóch konkretnych leków - przyznaje kierownik jednej z aptek w Gdyni. Od klientów wie, że problem nie dotyczy tylko jego apteki. Zdarzały się przypadki pacjentów, którzy mówili, że to jest kolejna apteka, gdzie obiecują zamówić, ale nie osiągają żadnego rezultatu - podkreśla.