"Czuję się absolutnie niewinny, już wróciłem do pracy" - mówi w rozmowie z RMF FM prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Paweł Tamborski przekazał agentom CBA dokumenty dotyczące prywatyzacji Ciechu. Zaskakujący był jednak przebieg akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego w budynku warszawskiej Giełdy. Agenci CBA przyszli do Tamborskiego po jego stary telefon i tablet. Trzymał je w domu, więc agenci pojechali tam jego samochodem. Z prezesem giełdy jako kierowcą.

REKLAMA

Paweł Tamborski był przede wszystkim zaskoczony akcją CBA. Trzej oficerowie przyszli do jego gabinetu i poprosili o dwie rzeczy - telefon komórkowy z czasów pracy Tamborskiego w resorcie skarbu i tablet. Nie miał ich w biurze, więc pojechali do domu prezesa GPW. Co ciekawe - jego samochodem.

Nasz reporter Krzysztof Berenda pytał w CBA, jak biuro tłumaczy się ze sprowadzenia szefa giełdy do roli prowadzącego pojazd. Rzecznik Centralnego Biura Antykorupcyjnego nie wie, jak do tego mogło dojść. Powtarzał, że nie ma kontaktu z agentami prowadzącymi akcję.

Ich zachowanie dziwi. Historia zna przypadki, gdy w podobnych sytuacjach osoba, wobec której prowadzone są działania, robi coś nieracjonalnego - na przykład doprowadza do wypadku.

CBA nie przyznaje się do złamania procedur. Rzecznik biura twierdzi, że gdyby Tamborski został aresztowany, to nie prowadziłby auta z agentami. Tu prowadził auto jedynie z grzeczności - mówi Jacek Dobrzyński. Równie dobrze agenci mogli poprosić Tamborskiego, by sam pojechał do domu po wymagane rzeczy i wrócił.

To było proste postępowanie dotyczące wydania nośników. Spektakularnie przeprowadzone ze mną, jako kierowcą wożącym panów oficerów, którzy w bardzo profesjonalny sposób przeprowadzili całą procedurę - tak sprawę komentuje sam zainteresowany. Paweł Tamborski wrócił do pracy. Podkreśla, że sprawa nie dotyczy giełdy, a resortu skarbu, gdzie był wcześniej wiceministrem.

Agenci CBA weszli do budynków GPW i resortu skarbu

Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zakończyli w środę po południu akcję w siedzibie warszawskiej giełdy oraz w resorcie skarbu. Nikt nie został zatrzymany, agenci zabrali jedynie dokumentację dotyczącą prywatyzacji spółki Ciech SA.

Na giełdzie chodziło o akta, a także elektroniczne nośniki, które mógł mieć prezes Paweł Tamborski - wcześniej wiceminister skarbu za czasów, gdy Ciech był prywatyzowany. To do jego do gabinetu przyszli agenci z żądaniem wydania dokumentacji. następnie prezes - w towarzystwie funkcjonariuszy - pojechał do domu - mówi Jacek Dobrzyński z CBA. Tok śledztwa nie przewidywał dziś ani jakiegokolwiek przesłuchania kogokolwiek, a tym bardziej zatrzymania - dodaje.

CBA wkroczyło do tych instytucji na polecenie prokuratury, prowadzącej śledztwo dotyczące podejrzeń nieprawidłowości przy sprzedaży pakietu akcji tej spółki. W reakcji na działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego dotyczące nieprawidłowości przy prywatyzacji Ciech, akcje tej spółki straciły ponad 5 proc., a GPW kierowanej przez byłego wiceministra skarbu Pawła Tamborskiego taniały o prawie 2 proc.

Śledztwo ws. Ciech SA

Śledztwo ws. Ciech SA to pokłosie afery taśmowej. Podczas jednej z podsłuchanych rozmów byłego wiceministra skarbu Rafała Baniaka z lobbystą Piotrem Wawrzynowiczem padły słowa, które mogły świadczyć o nieprawidłowościach w prywatyzacji tej firmy.

Chodzi o zbycie - przez Skarb Państwa - firmie z grupy Jana Kulczyka części akcji Ciechu za kwotę znacznie niższą, niż wynikało z wyceny rynkowej.

To miało wyrządzić Skarbowi Państwa szkodę w wielkich rozmiarach. Badane jest, czy doszło w tej sprawie do niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. Sprawdzany jest też wątek korupcji, a także prania brudnych pieniędzy.

Planowana ekspansja Ciechu

W wyniku sprzedaży, która według krytyków została dokonana za zbyt niską cenę i jest przedmiotem dochodzenia prokuratury, kontrolę nad Ciechem przejęła spółka zmarłego Jana Kulczyka. Według informacji prasowych, syn najbogatszego Polaka Sebastian Kulczyk, który od kilku dni jest szefem rady nadzorczej Ciechu, rozważa ogromne inwestycje w rozwój firmy Ciech. Może chodzić nawet o kilkanaście miliardów złotych. Ten ogromny - jak na polskie warunki - przypływ pieniędzy jest związany z największym w historii przejęciem w branży spożywczej. We wtorek globalny koncern piwowarski In Bev zaoferował za inny koncern tej branży SAB Miller ponad sto miliardów dolarów, a trzy proc. udziałów w Sab Miller ma właśnie Kulczyk. I - według tej wyceny - jego udziały są warte nawet ponad 11 mld złotych.

O wielkich pieniądzach w małej kamieniczce

Prasa na zachodzie ujawniła kulisy negocjacji, które prowadziły do tego gigantycznego przejęcia. Rozmowy czwórki szefów obu koncernów odbywały się w kamieniczce w londyńskiej dzielnicy Mayfair. W całym przedsięwzięciu pośredniczyła niewielka firma doradcza byłego szefa działu fuzji banku Morgan Stanley Simona Robeya i byłego bankiera z UBS Simona Warshawa. Firma zatrudnia dziewięć osób i w Polsce GUS nawet by jej nie uwzględnił w statystykach wynagrodzeń, a prowizja zapewne wyniosła dziesiątki milionów dolarów.