Posłowie Koalicji Obywatelskiej i Lewicy interweniowali w nocy ws. zatrzymanych przez policję w Warszawie aktywistów LGBT. Na stołecznych komisariatach próbowali "monitorować" działania policji wobec zatrzymanych i udzielali informacji ich bliskim i znajomym. Same zatrzymania posłanka KO Klaudia Jachira nazwała "łapanką".

REKLAMA

W piątek po południu przed warszawską siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii odbył się protest przeciwko decyzji sądu o dwumiesięcznym areszcie dla aktywistki LGBT Małgorzaty Sz. (formalnie: Michała Sz.), następnie protestujący przeszli na Krakowskie Przedmieście, gdzie doszło do starć z policją. Część demonstrantów zatrzymano.

Według informacji, jakie przekazała Polskiej Agencji Prasowej posłanka KO Klaudia Jachira, wraz z nią w sprawie zatrzymanych interweniowali na stołecznych komisariatach policji posłowie KO: Michał Szczerba, Katarzyna Piekarska, Urszula Zielińska i Magdalena Filiks, a także posłowie Lewicy: Anna Maria Żukowska i Krzysztof Śmiszek. Z publikowanych przez parlamentarzystów na Twitterze informacji wynikało, że w grupie tej były również posłanki Lewicy Magdalena Biejat i Beata Maciejewska.

Jak podkreśliła Jachira, posłowie podjęli interwencje na podstawie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Byli z nimi prawnicy mający towarzyszyć zatrzymanym podczas przesłuchań.

Posłowie starali się ustalić liczbę zatrzymanych i miejsca ich pobytu. Klaudia Jachira oceniła, że według jej szacunków zatrzymanych zostało około 50 aktywistów. Przekazała, że przewieziono ich do co najmniej sześciu warszawskich komisariatów.

Posłanka KO wyjaśniła, że posłowie chcieli "monitorować" działania policji wobec zatrzymanych, zbierać informacje o nich i udostępniać je ich bliskim i znajomym.

"Jestem tu po to, żeby pomóc ludziom i - na tyle, na ile mam uprawnienia wynikające z pełnionej funkcji - pilnować czynności wykonywanych przez policję" - relacjonowała w nocy Jachira.

Jak zapewniała: "Będziemy tu, dopóki nasza obecność będzie potrzebna i będzie miała sens. Jak zobaczymy, że dalej jest już tylko rola prawników, to na pewno nie będziemy tego przedłużać".

Mówiąc o zatrzymaniach, stwierdziła, że "to nie miało nic wspólnego z państwem prawa, to była łapanka".

Protest na Krakowskim Przedmieściu. Zaczęło się od zatrzymania aktywistki LGBT

Warszawski protest związany był z aresztowaniem aktywistki LGBT Małgorzaty Sz., formalnie: Michała Sz.

Wcześniej Michał Sz. usłyszał zarzuty w związku z udziałem w zbiegowisku przy ul. Wilczej 27 czerwca. Zarzucono mu, że "wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami uszkodził samochód marki renault master poprzez przecięcie opon, pocięcie plandeki, urwanie lusterka, oderwanie tablicy rejestracyjnej, uszkodzenie kamery cofania oraz pobrudzenie pojazdu farbą". Łączna wartość strat Fundacji "Pro-Prawo do Życia" wyniosła - jak informowała prokuratura - ponad 6 tysięcy złotych.

Aktywiście zarzucono również, że w trakcie zajścia przewrócił Łukasza K. na chodnik, czym spowodował u niego obrażenia pleców i lewego nadgarstka. "Zarzut obejmuje także stosowanie przemocy polegającej na szarpaniu i popychaniu Łukasza K. w celu zmuszenia pokrzywdzonego do zaprzestania nagrywania przebiegu zdarzenia" - informowała prokuratura.

W połowie lipca, zgodnie z decyzją sądu, wobec Sz. zastosowano policyjny dozór i poręczenie w kwocie 7 tysięcy złotych, ale w piątek Sąd Okręgowy w Warszawie zadecydował o zastosowaniu dwumiesięcznego aresztu tymczasowego.

Kiedy Małgorzata Sz. została zatrzymana w piątek na Krakowskim Przedmieściu, inni aktywiści próbowali, siedząc na jezdni, blokować przejazd policyjnego auta, w którym siedziała Sz. Auto otoczył wówczas policyjny kordon. Gdy samochód z aktywistką ruszył, doszło do przepychanek z eskortującą auto policją. Kilka osób upadło na ziemię i zostało przytrzymanych przez funkcjonariuszy.

Protest trwał również po odjeździe radiowozu z Małgorzatą Sz.

Aktywiści byli zatrzymywani przez policjantów, a niektórzy blokowali policyjne samochody, w których znajdowały się zatrzymane osoby. Protestujący wykrzykiwali hasła: "Faszyści, policja - jedna koalicja", "Solidarność naszą bronią", "Zamkniecie jedną, przyjdą następne". Mieli ze sobą tęczowe flagi, wielu miało na twarzach maseczki w tęczowych kolorach.

Według rzecznika Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwestra Marczaka, tłum zebrany na Krakowskim Przedmieściu zachowywał się agresywnie i utrudniał działania policjantów. Demonstranci mieli również uszkodzić radiowóz.

Jak podał Marczak, po przyjeździe dodatkowych sił policja rozpoczęła działania wobec najbardziej agresywnych osób.