PiS, Samoobrona i PSL – to odległa, ale realna polityczna perspektywa. LPR bowiem oskarża Prawo i Sprawiedliwość o rozbijanie dobrze działającego paktu – chodzi o wniosek o samorozwiązanie Sejmu, który ma być złożony w piątek.

REKLAMA

Prawo i Sprawiedliwość chce rozwiązania Sejmu i nowych wyborów, bo wg Jarosława Kaczyńskiego zawodzi pakt stabilizacyjny, jaki niespełna dwa miesiące temu zawarł z LPR i Samoobroną.

Zobacz również:

Liderzy PiS-u jak mantrę powtarzają, że pakt zawodzi na całej linii, a zawodzi dlatego, że politycy LPR i Samoobrony krytycznie wypowiadają się o rządzie. W pakcie jednak nie ma zapisu, który zakazywałby takiej działalności „stabilizatorom”. A wspólne przygotowywanie i uchwalanie ustaw przebiega bez problemów.

Szef LPR uważa słowa prezesa PiS-u za burzenie paktu, który działał: Proponujemy, by jeśli PiS ma zamiar rozważać jakieś samorozwiązanie, to niech najpierw rozważą samorozwiązanie swojej partii - mówi Roman Giertych. Jak dodaje, jeśli pakt rzeczywiście zawodzi, to wina jest po stronie PiS-u. Oznacza to de facto przejście Ligi do opozycji.

Jak nie wybory to koalicja – wciąż pytanie jaka

Pojawiają się więc głosy, że powstać może koalicja PiS-u z Samoobroną i PSL-em. Jednak politycy Prawa i Sprawiedliwości nie pałają miłością do partii Andrzeja Leppera i jej wejście do rządu traktują jako ostateczność. Premier Kazimierz Marcinkiewicz uchylił się od odpowiedzi o koalicyjne plany jego partii.

Samoobrona z kolei jest na „tak”, spośród interesujących ją resortów wymienia Ministerstwo Pracy, a także tekę ministrów rolnictwa i ochrony środowiska. Zanosi się jednak na grę na zwłokę i postawienie na Jarosława Kaczyńskiego jako kandydata na premiera.

Najbliżej wejścia do rządu – jak się wydaje - jest PSL. Prezes Waldemar Pawlak na razie waży słowa i deklaruje konieczność zachowania ostrożności. Domniemana koalicja na razie jest wciąż bardzo daleka, ale 4-letnie rządy będą wymagały od PiS podjęcia bardzo konkretnych decyzji.

Wszystkiemu winna ordynacja wyborcza

Dyskusja o nowych wyborach przywołała także temat zmiany ordynacji wyborczej. PO uzależnia bowiem zgodę na samorozwiązanie Sejmu od zmiany ordynacji proporcjonalnej na większościową i wprowadzenia okręgów jednomandatowych.

Zobacz również:

Na to z kolei nie zgadza się PiS. Kompromisem mogłoby być przyjęcie ordynacji mieszanej. Jednak wszystkie te zmiany zakładają nowelizację konstytucji, określającej sposób przeprowadzania wyborów. A na dzień dzisiejszy w dokumencie zapisana jest ordynacja proporcjonalna. - Można dokonać istotnych korekt w ordynacji proporcjonalnej, które pozwalałyby na upodmiotowienie tego procesu wyborczego - tłumaczy konstytucjonalista doktor Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz proces wyborczy jest na tyle upartyjniony, że wprowadzenie do parlamentu kandydatów z list komitetów wyborców jest bardzo trudne.

To jednak wszystko, co można zrobić bez zmian w ustawie zasadniczej. Trzeba zaznaczyć, że nawet te kosmetyczne poprawki wymagałyby współpracy posłów, a na tą się nie zanosi. To z kolei przesuwa jesienne wybory parlamentarne w sferę gdybania. Jeszcze mniej realna jest zmiana ustawy zasadniczej – potrzeba do tego zgody aż 2/3 posłów przy obecności co najmniej połowy z nich.