Ze względu na wagę sprawy i jej zawiłość śledztwo w sprawie okoliczności śmierci czterech osób i wybuchu w domu jednorodzinnym w Białymstoku prowadzić będzie miejscowa prokuratura okręgowa. Wstępne oceny policji mówią o tzw. rozszerzonym samobójstwie.

REKLAMA

Eksplozja miała miejsce w poniedziałek ok. południa w murowanym budynku trzykondygnacyjnym przy ul. Kasztanowej. Jak mówili świadkowie, siła wybuchu była na tyle duża, że wstrząs czuli mieszkańcy sąsiednich domów.

Ofiary, to 10-letnia dziewczynka, jej rodzice w wieku 40 lat (matka) i 47 lat (ojciec) oraz 72-letnia babcia, matka mężczyzny.

Pierwsze informacje wskazywały na to, że są to ofiary eksplozji, najprawdopodobniej gazu.

Po wstępnych oględzinach zwłok okazało się jednak, że wszystkie trzy kobiety mają na ciele rany zadane ostrym narzędziem i ślady wskazujące na to, że się broniły przed atakiem; mężczyzna zaś miał na szyi pętlę.

Stąd wstępna ocena śledczych, że doszło do tzw. rozszerzonego samobójstwa, czyli sytuacji, gdy najpierw dochodzi do zabójstwa (lub zabójstw), a potem ich sprawca sam odbiera sobie życie. Jeszcze w poniedziałek, po zabezpieczeniu zniszczonego częściowo budynku przed dalszym uszkodzeniem, na miejscu były prowadzone czynności policji i prokuratora.

Dziś zapadła decyzja, że śledztwa nie będzie prowadziła - właściwa miejscowo - Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ, a białostocka prokuratura okręgowa. Powodem jest waga sprawy i jej zawiłość.

30 maja policja interweniowała ws. przemocy domowej

Od maja tego roku rodzina miała założoną tzw. niebieską kartę (związaną z przypadkami przemocy domowej). Jak dowiedział się reporter RMF FM, policja o przemocy domowej w domu została powiadomiona własnie pod koniec tego miesiąca.

Podczas interwencji 30 maja 47-latek został zatrzymany, a prokurator zastosował wobec niego dozór policji, nakaz opuszczenia domu oraz zakaz zbliżania się do rodziny. Następnego dnia policjanci potwierdzili, że mężczyzna wyprowadził się, a podczas kolejnych kontroli rodzina nie zgłaszała problemów.

Na początku lipca do sądu trafił akt oskarżenia. Mężczyzna został oskarżony o dwa przestępstwa: znęcanie się psychiczne i fizyczne nad żoną i znęcanie się psychiczne nad małoletnią córką oraz kierowanie gróźb karalnych wobec matki. Sprawa miała być rozpoznana przez sąd 24 listopada.

W ramach postępowania przygotowawczego Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe stosowała wobec mężczyzny środki zapobiegawcze: dozór policji połączony z obowiązkiem stawiennictwa na komisariacie raz w tygodniu (według policji, mężczyzna bez zarzutu wywiązywał się z tego nakazu), ale też zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonymi i zbliżania się do nich na odległość 3 metrów oraz nakaz opuszczenia lokalu mieszkalnego, zajmowanego wspólnie z pokrzywdzonymi.

Jak powiedział PAP zastępca szefa Prokuratury Regionalnej w Białymstoku Paweł Sawoń (prokuratura ta kontroluje akta tej sprawy), nakaz opuszczenia lokalu miał obowiązywać w okresie od 1 czerwca do 1 września 2020 roku.

25 sierpnia Sąd Rejonowy w Białymstoku stwierdził brak podstaw do przedłużenia środka zapobiegawczego w postaci nakazu opuszczenia lokalu. Spotkało się to z reakcją prokuratury w postaci zażalenia na to postanowienie. Naszym zdaniem, sąd zupełnie bezpodstawnie stwierdził, że nie zachodzą podstawy do przedłużenia tego środka zapobiegawczego - dodał prok. Sawoń. Zażalenie nie było jeszcze rozpoznane. Mężczyzna miał odpowiadać za znęcanie się nad bliskimi.

Jak dowiedział się reporter RMF FM, małżeństwo, które zginęło, miało jeszcze jedno dziecko. To 22-letnia kobieta, która jest pod opieką psychologa.