Rozmowa z premierem nie jest pewna, ale mam nadzieję, że do niej dojdzie - mówi prezydent. Lech Kaczyński miał rozmawiać z Donaldem Tuskiem o ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Politycy mają jednak napięty grafik - obaj mają się spotkać z goszczącym w Polsce holenderskim premierem.

REKLAMA

Lech Kaczyński ma nadzieję, że jeśli nie uda mu się spotkać z Tuskiem w środę, to do spotkania dojdzie w czwartek.

Skracam wizytę na Węgrzech, bo muszę być jak najszybciej w kraju - mówił Lech Kaczyński jeszcze w Budapeszcie. Mam nadzieję że omówimy sprawy, które z jednej strony wiążą się z zabezpieczeniem obecnej treści Traktatu i z drugiej strony z tym, żeby jak najszybciej został ratyfikowany - dodawał prezydent, będąc przekonanym o spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem.

Telewizja TVN24 podała jednak, że dotarła do informacji, z których wynika, że premier zrezygnował ze spotkania.

Zapytana o to przez dziennikarza RMF FM rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka odpowiedziała, że nie był i w dalszym ciągu nie jest ustalony termin spotkania. Doadała, że kalendarz premiera jest bardzo napięty.

Tymczasem politycy PiS i PO twierdzą oficjalnie, że są gotowi do zgody w sprawie Traktatu Lizbońskiego. Jednak w tym samym czasie, kiedy głośno mówią o pokoju, po cichu przygotowują się do wojny na paragrafy.

W kancelariach prawniczych praca wre. Strony sporu przygotowują ekspertyzy. Myślę, że niedługo spłyną ekspertyzy konstytucjonalistów. Wygląda na to, że ten projekt ustawy, także i prezydencki, jest niezgodny z konstytucją – mówi Waldy Dzikowski z Platformy Obywatelskiej.

Przemysław Gosiewski z PiS, który też czeka na kilka analiz, z rozbrajającą szczerością przyznaje, że zdobycie przychylnych analiz zależy tylko od tego, kto dostanie zlecenie: Prawo jest bogate nauką i pewnie poglądy osobiste profesorów prawa mają wpływ na ocenę projektów ustaw.

Dlatego Gosiewski twierdzi, że muszą zdecydować nie ekspertyzy, a polityczne rozmowy. Sugeruje, że PiS zgodzi się na sejmową uchwałę, ale kluczowe zapisy o zmianie traktatu i tak muszą być w ustawie. Tu koło się zamyka, bo Platforma macha wtedy ekspertyzami, że to zapis niekonstytucyjny. Jesteśmy więc w martwym punkcie, tylko kolejni prawnicy zarabiają.