Już przeszło 400 tysięcy euro winni są turyści i narciarze słowackim ratownikom. Niestety, znaczną część tej kwoty stanowią zobowiązania Polaków odwiedzających naszych południowych sąsiadów. Nasi rodacy wciąż nie ubezpieczają się, nie chcą także płacić za pomoc udzielaną im w słowackich górach. Najczęściej tłumaczą się tym, że nie wiedzieli o konieczności zapłacenia ratownikom górskim, bo u nas taka pomoc jest bezpłatna. "Polacy należą do tych nacji, od których najtrudniej jest nam wyegzekwować pieniądze" - przyznaje naczelnik Horskiej Zachrannej Sluzby Jozef Janiga. Zapewnia jednak, że nadal możemy liczyć na pomoc w razie wypadku w górach Słowacji.

REKLAMA

Tylko od początku roku ratownicy HZS udzielili pomocy ponad 1300 narciarzom. Zarówno tym jeżdżącym na stokach narciarskich przy wyciągach, jak i tym poruszającym się w tak zwanym wolnym terenie. W tym gronie było kilkuset Polaków. Niestety, mniej więcej co trzeci z nich nie był ubezpieczony. Ratownicy muszą w takim przypadku obciążyć kosztami akcji ratunkowej samego poszkodowanego. Te koszty nie są małe. Czeski turysta, który w styczniu spadł z lawina w Niskich Tatrach, musi zapłacić 12 tysięcy euro, bo nie był ubezpieczony, a w akcji ratunkowej brał udział śmigłowiec.

Niektórzy turyści starają się za wszelką cenę uniknąć płacenia za akcję ratunkową. W marcu polski turysta, który spadł z Czerwonych Wierchów na słowacka stronę granicy, uciekł przed ratownikami, którzy po niego przylecieli. W innych przypadkach polscy turyści i narciarze podają fałszywe dane. Potem firma, która na zlecenie HZS stara się odzyskać pieniądze, nie może odnaleźć dłużników. W ten sposób dług narasta. Na razie nie jest jeszcze tragicznie - zapewnia Janiga - ale już odczuwamy brak tych pieniędzy.

Mimo wszystko Słowacy zapewniają, że nie będą nikomu odmawiać pomocy, bez względu na narodowość i to czy jest ubezpieczony czy nie. Jednak by nie okazać się niewdzięcznym za ratunek w słowackich górach, lepiej przed wyjazdem za nasza południowa granicę, się ubezpieczyć. To nie jest drogie, a można uniknąć nieprzyjemności, konieczności tłumaczenia się i w efekcie psucia obrazu polskiego turysty za granicą.

Na pocieszenie Słowacy przyznają, że coraz częściej spotykają też Polaków, którzy mają wykupione polisy w renomowanych firmach ubezpieczeniowych i z płatnością za ich ratowanie nie mają problemów. Życzyliby sobie jednak, by mogli to powiedzieć o wszystkich gościach z drugiej strony Tatr.