Majątek wspólny czy może wąskiej grupy zasiadającej w zarządzie? Dobrodziejstwo czy też dopust Boży dla gmin? Mowa o rodzinnych ogrodach działkowych - prawie 45 tys. hektarów ziemi w całej Polsce – którymi rządzi Polski Związek Działkowców.

REKLAMA

Zgodnie z uchwaloną latem ustawą o rodzinnych ogrodach działkowych (wcześniej w nazwie były pracownicze ogródki działkowe) prąd, wodę, gaz oraz drogi dojazdowe musi zapewnić gmina. Nie może jednak pobierać z tego tytułu żadnych opłat, bo wszystko inkasuje Polski Związek Działkowców. Dlatego też samorządowcy z małopolskich Michałowic postanowili zaskarżyć ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.

Wg władz PZD ustawa jest dobra. Rodzinne ogrody to dobro wspólne – przekonuje prezes związku Eugeniusz Kondracki. To tereny zielone, na które gminy łożą minimalnie, a tak naprawdę czerpią z nich tylko korzyści; to są urządzenia użyteczności publicznej, służą najbiedniejszym, najczęściej rodzinom, mieszkańcom danego miasta, ale również tym mieszkańcom, którzy działki nie mają.

Ale służą także władzom związku. Z ustawy wynika bowiem, że na własność zarządu PZD przechodzą wspólne urządzenia budowane na działkach z gminnych pieniędzy oraz te wybudowane do tej pory z inicjatywy działkowców. To można określić bezczelnym skokiem na kasę – mówi poseł PiS Marek Suski. I przypomina, że ustawa została przyjęta latem głosami posłów lewicy. I to nie bezinteresownie – dodaje. Suski ujawnił reporterowi RMF, iż widział umowy między SLD i PZD, który obiecywał poparcie w wyborach w zamian za przeforsowanie korzystnych dla zarządu uregulowań.

Dodajmy, że ze składek członkowskich Polski Związek Działkowców zbiera 36 milionów złotych, z tego 10 milionów przeznaczone jest na działalność związku...