Gdybym przyszedł, zaakceptowałbym stan, którego nie akceptuję. Tak Jarosław Kaczyński wytłumaczył swoją nieobecność na wczorajszym zaprzysiężeniu Bronisława Komorowskiego na prezydenta.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Lista rzeczy, których prezes PiS nie akceptuje, jest bardzo długa: od słów Bronisława Komorowskiego, który wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta opatrzył komentarzem: "Szkoda Polski", przez zdanie: "Jaki prezydent, taki zamach", do przyjaźni obecnej głowy państwa z Januszem Palikotem.

Proszę wybaczyć, ale moja obecność byłaby akceptacją dla tego wszystkiego. Ja tego nie akceptuję, ja to dezaprobuje z całą mocą i takie będzie moje stanowisko w trakcie kadencji prezydenta - stwierdził Jarosław Kaczyński.

W kampanii wyborczej te wszystkie fakty były znane - zarówno przyjaźń z Palikotem, jak i skandaliczne wypowiedzi Komorowskiego. Wtedy jednak prezes PiS zapewniał: "Zmieniłem się!", "Trzeba porzucić język agresji". Dziś powróciły słowa, takie jak "lumpenproletariat". Powróciły, bo jak mówił Kaczyński, po prostu opisują rzeczywistość.