Nawet 24 tys. stron może liczyć raport Iraku na temat własnego uzbrojenia oraz programów zbrojeń chemicznych, biologicznych i nuklearnych. Dokument dziś wieczorem przekazany zostanie przedstawicielom ONZ w Bagdadzie, a stamtąd trafi do siedziby Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku.

REKLAMA

Deklaracja na temat posiadanej broni to kluczowy wymóg, który musi spełnić Irak, wypełniając nową rezolucję ONZ sprzed kilku tygodni. Na jej podstawie do państwa Saddama Husajna wrócili międzynarodowi inspektorzy. Ich szef, Hans Blix, postanowił już, że z raportem nie zapoznają się na razie Stany Zjednoczone, otwarcie wątpiące w prawdziwość irackich deklaracji.

Amerykanie różnie zareagowali na tę decyzję: niektórzy przedstawiciele administracji USA są oburzeni, inni uważają, że prędzej czy później dokument i tak trafi do Białego Domu.

Stany Zjednoczone chcą porównać irackie deklaracje z danymi własnego wywiadu. Chcą w ten sposób udowodnić, że – jak przewidują – Husajn kłamie. W Waszyngtonie uważa się, że imponujące rozmiary raportu to nic innego, jak mydlenie oczu i ostrzega, by nie dać się zwieść pozorom.

Przedstawiciele administracji zapowiadają, że jeśli Waszyngton doszuka się w deklaracji uchybień może wystąpić o zwołanie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ. Spotkanie dotyczyłoby możliwości użycia siły wobec Iraku. Jak się jednak uważa, ewentualne kłamstwa nie dostarczą wystarczającego pretekstu do ataku.

12:00