Generał Waldemar Skrzypczak ma zostać doradcą szefa MON-u - dowiedział się reporter RMF FM. Gorący krytyk poprzedniego szefa MON-u Bogdana Klicha rozmawia właśnie z premierem. Waldemar Skrzypczak omawia z Donaldem Tuskiem zakres swych obowiązków w resorcie.

REKLAMA

Gen. Skrzypczak obejmie stanowisko 8 września. Ma się zająć reformą systemu dowodzenia w polskiej armii oraz modernizacją techniczną sił zbrojnych.

Skrzypczak od parunastu miesięcy miotał gromy pod adresem rządu, ministerstwa obrony, dużej części generalicji. Krytykował właściwie wszystkie posunięcia szefa MON nazywając go niekompetentnym i ośmieszającym armię. Co więcej, chciał zarówno Klicha jak i Tuska stawiać przed Trybunałem Stanu za katastrofę smoleńską.

Jego pozyskanie pozwala upiec rządzącym dwie pieczenie na jednym ogniu. Trudno wyobrazić sobie, by doradca Skrzypczak krytykował rząd. któremu doradza, a wyciszenie krytyka w kampanii wyborczej to miła rzecz. Generał, który zna wojsko od podszewki i sypie jak z rękawa pomysłami na jego reformę, może być też dla szefa MON ciekawym źródłem informacji o tym, czego nie da się dowiedzieć z urzędniczych raportów. Pytanie tylko, czy przez dwa miesiące jakie pozostały rządowi cokolwiek z tej wiedzy może wyniknąć.

Burzliwe odejście Skrzypczaka

Skrzypczak dowodził m.in. Polskim Kontyngentem Wojskowym w Iraku przez pół roku, od lutego 2005 r. Ze stanowiska szefa Wojsk Lądowych odszedł w 2009 r. Stało się to po zamieszaniu, które wywołała jego wypowiedź na uroczystości ku czci poległego w Afganistanie żołnierza oraz późniejszy wywiad dla "Dziennika". Generał wyraził przekonanie, że śmierci Polaka w bitwie z afgańskimi talibami można było uniknąć, gdyby wojsko miało rozpoznawcze bezpilotowce większego zasięgu i lepiej uzbrojone śmigłowce.

Ostatecznie odszedł po rozmowie z ministrem obrony Bogdanem Klichem. Chodzi o wypowiedź ministra po spotkaniu z prezydentem, że Skrzypczak podczas tej rozmowy z nim "uznał swój błąd". Uznał, że nie powinien był w takich okolicznościach, w takiej formie i w taki sposób wypowiadać tego, co wypowiedział - mówił wtedy Bogdan Klich, odnosząc się do krytycznych słów szefa wojsk lądowych o sytuacji w armii.

Ministrowi powiedziałem, że przyznaję się do błędu, ale tylko w sensie miejsca i czasu, okoliczności mojej wypowiedzi. A minister mówi, że przyznałem się do błędu. On rozegrał swoją kartę, politycy się dogadali. A jak ja miałbym spojrzeć żołnierzom w oczy? Ja zdania nie zmieniłem, to co powiedziałem jest prawdą. Jako żołnierz nie mam wyjścia, odchodzę, temat zamykam - twierdził natomiast generał. Ocenił jako "wielkie nadużycie" słowa Klicha.