Za odrzuceniem w pierwszym czytaniu poselskiego projektu ustawy o przyznaniu prawa do wynagrodzenia nauczycielom biorącym udział w kwietniowym strajku opowiedziały się sejmowe komisje: edukacji, nauki i młodzieży oraz samorządu terytorialnego i polityki regionalnej.

REKLAMA

Projekt przygotowali posłowie PO-KO. Jego celem jest przyznanie nauczycielom, wychowawcom i innym pracownikom pedagogicznym biorącym udział w strajku od 8 do 25 kwietnia 2019 r. prawa do wynagrodzenia za ten okres, w którym prowadzili akcję strajkową, bo zgodnie z przepisami ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych wynagrodzenie za czas strajku się nie należy.

Uzasadniając projekt, Urszula Augustyn (PO-KO) mówiła m.in., że nauczyciele to wyjątkowa grupa zawodowa, na której ciąży wysoka odpowiedzialność, a jednocześnie jest to "grupa, która wynagradzana jest obecnie kiepsko, czy doprowadzona została do tego, że musiała upomnieć się o swoje prawa". To grupa, która uzyskała od wszystkich innych grup społecznych potwierdzenie, że faktycznie jest wyjątkowa, a jej roszczenia czy też postulaty, które podnosiła, są uzasadnione - argumentowała.

Zaznaczyła, że były to nie tylko postulaty płacowe, choć te były powodem rozpoczęcia strajku, ale przede wszystkim postulaty, które dotyczyły podniesienia jakości edukacji i organizacji pracy szkoły oraz tego, co "w ostatnich latach zadziało się w edukacji, a zadziało się niestety bardzo źle". Zwróciła też uwagę na to, że wszyscy, łącznie z rządem, stąd - jak mówiła posłanka - wrześniowa podwyżka, uważają, że wynagrodzenia nauczycieli są na niskim poziomie.

Augustyn mówiła także o tym, że wśród protestujących były małżeństwa nauczycielskie, a po potrąceniach wynagrodzeń za udział w strajku byli nauczyciele, którzy w maju dostali wynagrodzenie w wysokości 600 zł. Pozostali bez środków do życia - zaznaczyła. To, w jakiej sytuacji znaleźli się nauczyciele po upomnieniu się o swoje prawa i swoją godność urąga ich zawodowi i przynosi wstyd polskiemu państwu - oceniła.

Według niej, uchwalenie ustawy o przyznaniu prawa do wynagrodzenia nauczycielom biorącym udział w strajku, nie pociągnie za sobą dodatkowych kosztów dla budżetu państwa, gdyż samorządy dostały je w subwencji oświatowej.

Negatywnie projekt w imieniu rządu ocenił wiceminister edukacji Maciej Kopeć. Mówił m.in. o nieuzasadnionym traktowaniu pracowników sfery budżetowej, przyznając wyjątkowe uprawnienia tylko nauczycielom, tymczasem w strajkach w szkołach i przedszkolach udział brali także pracownicy administracyjni i pracownicy obsługi. Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu zgłosiła posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka (PiS).

Poparli ją posłowie PiS. Andrzej Gawron (PiS) mówił, że nauczyciele to bardzo świadoma grupa, która świadomie podjęła decyzję o strajku wiedząc, jakie będą jej konsekwencje. Podniósł też m.in. kwestie tego, że trudna sytuacja, jeśli chodzi o wysokość wynagrodzeń nauczycieli to efekt wieloletnich zaniedbań. My, jako rząd PiS staramy się w znaczący sposób tę sytuację poprawić - podkreślił. Joanna Borowiak (PiS) zwróciła uwagę na to, że - zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych - wszystkie prawa strajkujących nauczycieli zostały zachowane z wyjątkiem prawa do wynagrodzenia.

Teresa Wargocka (PiS) zwróciła się do posłów opozycji ze słowami, że gdyby mieli szacunek do nauczycieli to "nie wykorzystaliby w tym proteście politycznym, który miał miejsce ich niezadowolenia z poziomu ich wynagrodzeń, niezadowolenia, które było spowodowane również państwa polityką, ponieważ brak podwyżek przez cztery lata spowodował to, że zaniedbań jest bardzo wiele (...) jest przepaść, którą jest w tej chwili bardzo trudno wyrównać do średniego wynagrodzenia w gospodarne narodowej".

Okazujecie brak szacunku nauczycielom po raz kolejny, bo wiecie, że my tej ustawy nie możemy poprzeć. Nie możemy poprzeć, bo duża część nauczycieli nie odwróciła się plecami do swoich uczniów, zostali w szkole, przeprowadzili egzaminy, wzięli na siebie hejt swojego środowiska i jeszcze do tej pory, że tak powiem: liżą rany, bo nadal nie ma zgody w radach pedagogicznych. I państwo chcecie żebyśmy w tej chwili podjęli ustawę, która mówi: co było, to było, mogliście strajkować - mówiła Wargocka.

Zbigniew Dolata (PiS) nazwał projekt ustawy "balsamem na nieczyste sumienia polityków, który próbowali ze strajku uczynić oręż w kampanii do parlamentu europejskiego". Zaapelował do PO-KO o wycofanie projektu ustawy.

Joanna Fabisiak (PO-KO), zwracając się do przedstawicieli PiS, przyznała, że projekt ustawy ma wymowę polityczną, bo takie jest ich działanie wobec nauczycieli. Jeśli strajkuje 80 proc. tego środowiska, a jest to bardzo liczne środowisko zawodowe (...) to nie ma tu polityki, tu jest walka z pewnym absurdem szkoły, z którym nauczyciele od początku wprowadzania reformy nie zgadzali się, z biedą, która jest w szkole, z obciążeniami, które są w szkole. To był wybuch wszystkiego razem i nauczyciel ma do tego prawo, i ma to prawo prawem zagwarantowane. Natomiast niewypłacenie mu pensji było odwetem, politycznym odwetem i wyłącznie takim - oceniła.

Rzeczywiście zrobiliście wszystko, żeby upokorzyć nauczycieli. Zrobiliście wszystko, żeby udowodnić im, że doprowadzicie ich do sytuacji, w której stracą tak duże pieniądze, że będzie to dla nich dotkliwe, żeby ich wystraszyć, żeby nie protestowali jesienią, żeby na drugi raz się zastanowili zanim rozpoczną strajk. Taki był wasz cel i dlatego teraz nie zgadzacie się na tę ustawę. Waszym głównym celem było zastraszenie nauczycieli - powiedziała Katarzyna Lubnauer (PO-KO).Za odrzuceniem projektu głosowało 24 posłów połączonych komisji, 17 było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu.

Ostatecznie o losie projektu zdecyduje w głosowaniu cały Sejm.

W połowie stycznia Związek Nauczycielstwa Polskiego i Wolny Związek Zawodowy "Solidarność - Oświata", należący do Forum Związków Zawodowych, wszczęły prowadzące do strajku w oświacie procedury sporu zbiorowego. Następnie w marcu przeprowadziły referenda strajkowe. Oświatowa "Solidarność" powołała zaś komitet protestacyjno-strajkowy.

W trakcie negocjacji z nauczycielskimi związkami zawodowymi w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" rząd zaproponował: prawie 15 proc. podwyżki w 2019 r. dla nauczycieli (9,6 proc. podwyżki we wrześniu plus wypłacona już pięcioprocentowa podwyżka od stycznia), skrócenie stażu, ustalenie kwoty dodatku za wychowawstwo na poziomie nie mniejszym niż 300 zł, zmianę w systemie oceniania nauczycieli i zmniejszenie biurokracji.

7 kwietnia strona rządowa podpisała porozumienie w tej sprawie tylko z oświatową "Solidarnością". FZZ i ZNP odrzuciły propozycję rządową. Pozostały niezmiennie przy postulowanej wcześniej 30-procentowej podwyżce płac dla nauczycieli jeszcze w tym roku. Zaproponowali jednak rozłożenie jej na kilka transz.

Realizacją porozumienia z oświatową "S" jest uchwalona 13 czerwca przez Sejm i poparta przez Senat nowelizacja ustawy Karta nauczyciela. Zgodnie z nią we wrześniu tego roku nauczyciele dostaną drugą w tym roku podwyżkę - średnie wynagrodzenie nauczycieli wzrośnie o 9,6 proc. Nowela wprowadza też dodatek dla nauczycieli stażystów, określa minimalną wysokość dodatku za wychowawstwo i skraca ścieżkę awansu.

8 kwietnia rozpoczął się strajk w oświacie zorganizowany przez ZNP i FZZ. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej Solidarności. Trwał do 27 kwietnia, kiedy został zawieszony do września. Polegał na całkowitym powstrzymywaniu się przez nauczycieli od pracy. W drugim dniu strajku ZNP podało, że bierze w nim udział 74,29 proc. szkół i przedszkoli. Z kolei według MEN protest objął 48,5 proc. szkół i placówek.