Spóźnione i brudne pociągi jeżdżące coraz wolniej - taki jest efekt gigantycznego zadłużenia polskich kolei. Dług PKP SA to aż sześć miliardów złotych; przewoźnicy z grupy PKP zalegają po kilkaset milionów złotych. Kiedy pasażerowie doczekają się zmian na lepsze? Najwcześniej za 5-8 lat, o ile wreszcie zaczną się zapowiadane od dawna reformy.

REKLAMA

Dotychczasowe reformy nie wyszły polskim kolejom na dobre. Koronnym przykładem jest wydzielenie z grupy PKP Przewozów Regionalnych i przekazanie ich samorządom. Odebranie im jednocześnie połączeń międzywojewódzkich i przeniesienie ich do spółki PKP Intercity osłabiło obie firmy. Wynik to kilkaset milionów złotych długu PR i 150 mln zł długu Intercity.

Przewoźników nie stać dzisiaj na zakup nowego taboru - nie mają tych pieniędzy w swoich budżetach. PLK chciałaby ograniczyć ilość kilometrów torów, którymi zarządza w Polsce. Pod znakiem zapytania jest cały model działania Polskich Linii Kolejowych - mówi ekspert rynku transportowego Marcin Borek.

Warto zaznaczyć, że aż jedna trzecia polskich torów wymaga pilnego remontu, zaledwie 37 proc. jest w stanie dobrym, a reszta - w dostatecznym. To dlatego średnia prędkość pociągu pasażerskiego wynosi w naszym kraju 80 kilometrów na godzinę. Jeśli wydatki na utrzymanie torowisk nie wzrosną, to z 19 tysięcy kilometrów linii PLK będą musiały wkrótce zamykać nawet 500 km rocznie.

Wszystko to dzieje się przy biernej postawie kolejnych rządów, których ministrowie tylko udają, że mają pomysły na kolej. Już wkrótce możemy więc usłyszeć w pociągu: "Następna stacja - bankructwo".

Rozkłady jazdy często różnią się od informacji udzielanej w okienku, łatwo więc wsiąść nie do tego pociągu co trzeba. Megafon też zamiast mówić trzeszczy. Do której ze spółek napisać więc reklamację? Prezentujemy pełną listę spółek, w których udziały ma PKP SA.