Czy afera z rosyjskim agentem w tle nie jest powtórką z afery Rywina? Rolę Rywina pełniłby Jan Klulczyk, który powoływał się w rozmowie z Władymirem Ałganowem na znajomość z prezydentem. Jej konsekwencje mogą być jednak poważniejsze.

REKLAMA

Analogie między aferami? Według częściowo ujawnionej przez dziennikarzy tajnej notatki, polski biznesmen w rozmowie z rosyjskim agentem miał powoływać się na wpływy w Pałacu Prezydenckim i znajomość z Aleksandrem Kwaśniewskim, tak jak Rywin w rozmowie z Adamem Michnikiem powoływał się na premiera Leszka Millera.

Obydwie afery datują się na lipiec: Rywina rozegrała się w lipcu 2002, Ałganowa w lipcu 2003. Narzuca się podobne pytanie: dlaczego prezydent, podobnie jak w przypadku Rywina, nie zerwał kontaktów z Kulczykiem po tym, jak dowiedział się o wiedeńskich rozmowach biznesmena z agentem.

Miałem do niego zasadnicze pretensje, że w takiej rozmowie uczestniczył - przyznał wczoraj prezydent. Ale jak dodał – z wypowiedzi doktora K. wynikało, że nie wiedział, że ten człowiek [Ałganow – przyp. RMF] pełnił taką rolę w systemie (...) że on to on.

Takie tłumaczenie najwyraźniej wystarczyło, bo prezydent i doktor Kulczyk zostali w dobrych relacjach; rozmowa z Ałganowem niczego nie zmieniła.

Przypomnijmy, choćby spotkanie z 19 kwietnia tego roku – czyli dobrych kilka miesięcy po rozmowach w Wiedniu. Prezydent był wówczas w Poznaniu i - jak przyznał wczoraj - spotkał się z doktorem K.

Aleksander Kwaśniewski do Poznania przyjechał na obchody 60. rocznicy powstania Instytutu Zachodniego zajmującego się stosunkami polsko-niemieckimi. Z Janem Kulczykiem spotkał się już na sali Instytutu i, choć nie wylewnie, ale też bez odrobiny zawahania przywitał się z biznesmenem uściskiem dłoni.

Zbieg okoliczności sprawił, że doktor siedział tuż za prezydentem. Po spotkaniu Kulczyk uciekł kamerom i mikrofonom, mówiąc, że będzie rozmawiał, jeżeli będziemy go pytać o sztukę, a nie politykę. Prezydent nie uciekł, ale spytany o to czy jedzie za chwilę do Starego Browaru, czyli centrum handlowego Kulczyków, powiedział, że swoich planów dnia nie zna.

Po czym kolumna prezydencka (z autem Jana Kulczyka oczywiście) przejechała pod „Stary Browar”. Jak prezydent wczoraj przyznał zjadł tam smaczny obiad. Miło mu się też zapewne rozmawiało, bo wyszedł stamtąd po dwóch godzinach wyjątkowo uradowany, w asyście Jana Kulczyka z żoną. Atmosfera musiała być wyjątkowa skoro prezydent spóźnił się na kolejny ważny punkt swojego dnia, czyli spotkanie, w czasie którego zachęcał do głosowania na Marka Siwca w wyborach europejskich.