Państwowe firmy mają uratować budżet państwa - taki plan ma minister finansów Jacek Rostowski. Gość Kontrwywiadu RMF FM zapowiedział znacznie większe wykorzystywanie zysków tych spółek. W przyjmowanym dziś przyszłorocznym budżecie wpływy z dywidendy mają zostać zwiększone dwukrotnie - z 2 do ponad 4 miliardów złotych.

REKLAMA

Takie pomysły mogą mieć jednak fatalne konsekwencje. Wyjęcie aż 4 miliardów z państwowych spółek będzie oznaczać, że firmy nie będą miały jak się rozwijać. Nie będzie ani przejęć, ani inwestycji, ani podwyżek, ani zatrudniania nowych pracowników. Problem dotyczy m.in. Lotosu, Orlenu i KGHM-u.

To jednak nie zraża Jacka Rostowskiego. Zdecydowaliśmy się sięgnąć do najgłębszych kieszeni, nie do tych płytszych. Spółki Skarbu Państwa w tym roku mają bardzo duże zyski - powiedział minister po Kontrwywiadzie RMF FM.

To nie pierwszy raz, kiedy Jacek Rostowski szuka pieniędzy w różnych nietypowych miejscach. W tym roku zabrał je z Otwartych Funduszy Emerytalnych. Regularnie sięga także do Funduszu Rezerwy Demograficznej, w którym odkładane są pieniądze na nasze przyszłe emerytury.

Ze zwiększenia dywidend państwowych spółek, mogą się za to cieszyć niektórzy inwestorzy. Kto kupił niedawno akcje PZU, PKO BP, warszawskiej giełdy, Jastrzębskiej Spółki Węglowej, czy Tauronu - zyska.

Jeżeli rząd chce mieć większe wpływy z dywidend, to znaczy, że muszą je zwiększyć same spółki. Czyli muszą hojniej dzielić się zyskiem. A jeżeli tak, to na każdą posiadaną akcje, inwestorzy dostaną większy bonus.

Niestety, ale i tu jest pewien minus. Wyższe dywidendy to mniej pieniędzy w kasie spółki. To z kolei oznacza mniej inwestycji i słabszą kondycję finansową. A to może przełożyć się na spadek kursu ich akcji.