Dwa potężne pożary szalejące w amerykańskim stanie Arizona zlały się w jeden. W ogniu jest już prawie 120 tys. hektarów lasów. W niektórych miejscach płomienie dochodzą do wysokości 120 metrów. Ogień pochłonął już ponad 200 domów, 25 tys. ludzi musiało uciekać. Z żywiołem walczy kilka tysięcy strażaków.

REKLAMA

Wygramy tę bitwę. Jednak najważniejsze jest bezpieczeństwo strażaków i bezpieczeństwo mieszkańców. Mimo wysiłków ludzi, ogień cały czas się rozprzestrzenia. W to, że uda się go opanować nie wierzy nawet jeden z lokalnych szeryfów Gary Butler: Jestem jedną z tych osób, które najprawdopodobniej pod koniec dnia nie będą miały już domu.

O coraz większej liczbie coraz groźniejszych pożarów w USA słyszymy już od paru lat. Wysokie temperatury, niska wilgotność i przedłużająca się susza – to podstawowe czynniki, które spowodowały, że z roku na rok jest coraz gorzej.

Odpowiedzialnością obarcza się wieloletnią politykę rządu, który wstrzymał stosowane wcześniej procedury kontrolowanych podpaleń lasów zmierzających do zmniejszenia gęstości poszycia. Pod naciskiem opinii publicznej dąży się do jak najszybszego gaszenia trwających już pożarów, nawet jeśli nie zagrażają one siedzibom ludzkim.

Przypadki z przeszłości, gdy w 1988 roku pozwolono wypalić się blisko 400 hektarów lasów w parku Yelowstone albo dwa lata temu źle zaplanowane podpalenie w Nowym Meksyku doprowadziło do pożaru, który przetoczył się przez laboratorium nuklearne Loa Alamos, nie przysporzyły polityce prewencyjnych podpaleń popularności.

To jednak zakłóciło równowagę w naturze. Lasy stają się coraz gęstsze, palą się bardziej intensywnie i niekiedy nie dają już strażakom praktycznie żadnych szans.

07:20