W Kielcach rozpoczęła się dziś druga rozprawa w procesie posłów Andrzeja Jagiełły, Henryka Długosza i Zbigniewa Sobotki oskarżonych ws. przecieku starachowickiego. Sobotka i Jagiełło odmawiają składania wyjaśnień oświadczając, że nie mają nic wspólnego z przeciekiem.

REKLAMA

Zbigniew Sobotka oświadczył, że nic nie wiedział o akcji w Starachowicach. Jak twierdzi, przeciek mógł pochodzić od jednego ze starachowickich policjantów lub prokuratorów. Ten wątek – zdaniem Sobotki – został w śledztwie zupełnie pominięty.

Jagiełło z kolei oświadczył przed sądem, że o łapówkach samorządowców dowiedział się od Długosza, a przez telefon chciał od swoich kolegów dowiedzieć się, czy to prawda. Oświadczenie Jagiełły różni się od jego zeznań przed prokuratorem. Wtedy twierdził, że o współpracy samorządowców z przestępcami dowiedział się z plotek zasłyszanych na placu targowym.

Długosz dowodzi, że zeznania Jagiełły były wymuszane w prokuraturze, między innymi przez jego zatrzymanie przez policjantów – czym przy okazji złamano ustawę o wykonywaniu mandatu posła.

Podsumowując: Sobotka nie odpowiada na pytania, Długosz atakuje prokuraturę, Jagiełło nie zawsze rozumie, co mówi do niego sąd.

Byli posłowie SLD - Jagiełło i Długosz - są oskarżeni o utrudnianie postępowania karnego. To właśnie poseł Andrzej Jagiełło miał telefonicznie ostrzec starostę starachowickiego oraz wiceszefa rady powiatu przed akcją CBŚ w marcu 2003 roku. Powoływał się przy tym na informacje uzyskane za pośrednictwem posła Długosza od Sobotki.

Sobotce zarzucono ujawnienie tajemnicy państwowej, godzenie się na utrudnianie postępowania przygotowawczego oraz godzenie się na narażenie działających pod przykryciem policjantów, na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w trakcie zakupu kontrolowanego broni, amunicji i narkotyków. Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia.