Czy za 5 lat sprzedawane dziś samochody elektryczne staną się bezwartościowe? W takim duchu wypowiedział się jeden z norweskich dziennikarzy motoryzacyjnych. Do internetowego Radia RMF24 zaprosiliśmy polskiego eksperta, redaktora naczelnego portalu elektrowoz.pl Łukasza Bigo, który przeanalizował zarzuty stawiane "elektrykom". "Fakty płynące z rynku mówią, że baterie wytrzymują dużo dłużej niż te wspomniane 5 lat" – powiedział Bigo, dodając, że nie może zgodzić się z tezą, że w Europie mija "boom" na elektryki.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wspomniany artykuł wróżący marny los autom elektrycznym pojawił się na stronie teksiden.no. Jego autor wskazuje m.in., że technologia związana z branżą rozwija się tak szybko, że rzeczy dziś nowoczesne w ciągu zaledwie kilku lat staną się przestarzałe.
Jedne z głównych zarzutów dotyczą tego, że używane baterie generują niski zasięg auta, a ich wymiana jest droga. Wiele starszych elektryków ma mieć również porty do ładowania, które wyszły z użycia. Norweski portal narzeka także na drastyczny spadek ceny używanych samochodów elektrycznych.
Na pewno część argumentacji jest prawdziwa - powiedział na antenie internetowego Radia RMF24 polski ekspert motoryzacyjny Łukasz Bigo. Samochód elektryczny kupiony w poprzedniej dekadzie mógł mieć gniazdko, które wyszło z użytku albo wychodzi z użytku. (...) Natomiast z całą resztą argumentów nie mogę się zgodzić - dodał.
Mamy już fakty płynące z rynku, które mówią, że baterie wytrzymują dużo dłużej niż te wspomniane 5 lat. Baterie samochodów elektrycznych oczywiście są drogie w zakupie, ale z każdym kolejnym rokiem te baterie tanieją. Co więcej - pojawiają się zamienniki do nich. Można po prostu wyjąć starą baterię, włożyć nową o większej pojemności i ta bateria kosztuje ułamek ceny oryginalnego akumulatora - tłumaczył gość Jakuba Śliwińskiego.
Jeśli chodzi o spadek wartości używanych aut elektrycznych, w opinii eksperta rzeczywiście tak jest, ale jeśli chcemy, żeby nowe auta tego typu były tańsze, musimy zgodzić się na tańsze auta używane.
Nie mogę się zgodzić z tą tezą, że mija "boom" na elektryki. Wręcz przeciwnie, obserwujemy ciągle falę wzrostu - powiedział na antenie Radia RMF24 Łukasz Bigo, pytany, czy na Starym Kontynencie spada zainteresowanie autami elektrycznymi.
Zrobiłem kiedyś takie zestawienie zainteresowania pojazdami z silnikiem diesla w Niemczech i zainteresowania elektrykami w Niemczech. Co prawda te wykresy były przesunięte chyba o 22 lata, ale okazało się, że elektryki w Niemczech zaczęły wykazywać nie tylko niezwykle podobny wzrost zainteresowania do tych diesli w Niemczech 20-parę lat temu, ale wręcz przeskakiwały je - opowiedział ekspert.
Rozmówca Jakuba Śliwińskiego rzucił też nieco światła na historię rozwoju elektryków. Po fazie, którą można określić jako "pierwszą generację samochodów elektrycznych", która trwała mniej więcej do 2020 r., gdy auta miały różne porty, różne architektury, baterie itp., nastąpiła "druga generacja", w której wiele rozwiązań jest ustandaryzowanych.
Oceniając po samochodach moich czytelników kupionych właśnie w okolicy 2020 r. czy nawet wcześniej, to do 2030 r. ten samochód raczej nie będzie wymagał wymiany baterii - powiedział Bigo.
Myślę, że samochód elektryczny jest dla wszystkich tych, którzy nie są przedstawicielami handlowymi i nie muszą absolutnie jechać do Chorwacji w ciągu jednego dnia i być może wracać następnego dnia albo nie muszą pokonywać tysiąca kilometrów dziennie, oczywiście bez zatrzymania się. Tak naprawdę samochody elektryczne powoli stają się dla wszystkich - powiedział Łukasz Bigo, pytany w Radiu RMF24, dla kogo jest dziś auto elektryczne.
One oczywiście jeszcze są trochę za drogie, ale już mamy dopłaty, które sprawiają, że nawet te tańsze elektryki w segmencie B równają się cenowo z samochodami spalinowymi - podsumował dziennikarz.