Kitesurfing, wu-shu, poker - długa jest lista dyscyplin, których entuzjaści marzą o olimpijskich arenach. Podczas najbliższych igrzysk w Londynie tych nietypowych nowości nie zobaczymy. Szans na dołączenie do grona dyscyplin nie ma także konkurencja w strzyżeniu owiec. Pomysł taki podoba się nie tylko mieszkańcom Nowej Zelandii, ale także polskim juhasom.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Niedawno świat obiegła informacja, że Nowozelandczycy chcieliby nowej konkurencji olimpijskiej - strzyżenia owiec. Wiadomo - kraj, w którym na każdego mieszkańca przypada dziesięć owiec, ma wielkie nadzieje na sukcesy na igrzyskach w swojej narodowej konkurencji.

Ale - jak się okazuje - i my, Polacy nie bylibyśmy bez szans na medal w tej dziedzinie. Tak twierdzi organizator mistrzostw Polski w strzyżeniu owiec - Kazimierz Furczoń. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Pałahickim podkreśla jednak, że warto byłoby powalczyć, aby była to konkurencja ręczna. W takiej moglibyśmy wieść prym. Od dawien dawna w polskich Karpatach utrzymuje się tradycyjne ręczne strzyżenie. Odbywa się ono szybko - do pięciu minut cała owca jest ostrzyżona - opowiada. Wiadomo, że maszynką jest szybciej - rekord wynosi trochę ponad minutę, ale to jest elektryka. Nie wszystko dobre to, co się prądem robi. Powinno być jak w starożytnej Grecji: wszystko robiono ręcznie. Tak samo strzyżenie ma być wyćwiczone przez człowieka. Myślę, że byłyby szanse wygrać w tej konkurencji na igrzyskach - dodaje.

Niemożliwe okaże się możliwe?

Mimo iż w dyscyplinie strzyżenia owiec Polacy mogliby być w czołówce, to niestety szans na to, by "beczący sport" stał się konkurencją olimpijską praktycznie nie ma. Podobnie jest z tańcem na rurze. Starania przedstawicieli tych dyscyplin to raczej działania reklamowe, ale małą furtkę nadziei pozostawiamy otwartą.

W tym naszym zwariowanym i pełnym komercji świecie wszystko jest jednak możliwe - twierdzi dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie Tomasz Jagodziński.

Dostać na sportowy olimp nie udało się też takim dyscyplinom jak wrotkarstwo, karate czy squash. Cieszą się za to fani rugby, golfa i kitesurfingu, bo te zmagania zobaczymy w Rio w 2016 roku. W Londynie nowością będzie boks kobiet, co kiedyś było nie do pomyślenia. Dziś śmiejemy się ze strzyżenia owiec, ale za kilkadziesiąt lat... kto wie, może start w tej konkurencji będzie możliwy?

Żmudny proces rozszerzania igrzysk o nowe dyscypliny

Sprawa wprowadzania do igrzysk nowych konkurencji nie należy do najłatwiejszych. Przede wszystkim czyjeś szczęście oznacza smutek kogoś innego. Nowa dyscyplina wchodzi bowiem w miejsce innej, która traci olimpijski status.

Zanim do tego dojdzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Najpierw o zatwierdzenie konkurencji musi postarać się światowa federacja danego sportu, która zgłasza swój akces. Później specjalna komisja MKOL-u analizuje około 30 czynników m.in. popularność dyscypliny, liczbę osób trenujących i widzów. Czasem zdarzają się dyscypliny, które na danych kontynentach nie występują - tłumaczy polska członkini komitetu Irena Szewińska. Następnie dyscypliny są oceniane i poddawane pod głosowanie.

Do igrzysk nie można dołączyć jednak wszystkich chętnych. To przez ograniczenia - przedsięwzięciu sportowym nie może uczestniczyć więcej niż 10,5 tys. sportowców.