REKLAMA

1. Na początku lat 80., tuż po skończeniu studiów rozpocząłem swoją pierwszą pracę jako pracownik naukowy nowo powstałego Instytutu Ubezpieczeń i Prewencji, będącego częścią Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu.

Pracownicy Instytutu w większości byli młodymi ludźmi bezpośrednio po studiach bądź też z niewielkim stażem uczelnianym, więc na jesieni 1980 roku, kiedy na uczelni powstawał Związek Zawodowy "Solidarność", większość z nas bez żadnego wahania się do niego zapisała.
Nastroje na uczelni od początku powstania "Solidarności" były dosyć rewolucyjne, jedną z jego pierwszych decyzji było udzielenie wsparcia Zarządowi Regionu w sprawie upamiętnienia robotników skrzywdzonych przez władzę po pamiętnym radomskim proteście z czerwca 1976 roku.

2. Później spory z ówczesnymi rządzącymi dotyczyły wyboru rektora radomskiej uczelni bowiem wiosną 1981 roku zmieniono tak ordynację wyborczą, że faworyzowała ona dotychczasowego rektora prof. Michała Hebdę.

Spór o zmianę ordynacji dotyczącej wyboru rektora spowodował protesty uczelnianej "Solidarności" i Niezależnego Związku Studentów (NZS), co zaowocowało usunięciem z Senatu uczelni przedstawicieli obydwu organizacji.

Mimo bojkotu wyborów rektora przez "Solidarność" i NZS, pozostali członkowie Senatu dokonali wyboru profesora Hebdy na rektora a ówczesny minister szkolnictwa wyższego ten wybór zatwierdził.
W tej sytuacji organizacja uczelniana Solidarności ogłosiła 17 października pogotowie strajkowe na uczelni, a ponieważ nie było żadnej reakcji ówczesnych władz, 24 października także strajk okupacyjny, który rozpoczął się 26 października.

3. Uczestniczyłem w tym strajku przez 49 długich dni i nocy razem z 16 koleżankami i kolegami z mojego Instytutu, w sumie strajkowało kilkaset osób w tym także przedstawiciele innych uczelni.

Później miało się okazać, że był to najdłuższy strajk w Polsce, zresztą stał się on początkiem protestów w całym środowisku akademickim w Polsce i to właśnie w Radomiu toczono rozmowy z ówczesnymi rządzącymi w sprawie ich zakończenia.
Kiedy pod koniec listopada zaczęliśmy się już przygotowywać do spędzenia na strajku Świąt Bożego Narodzenia, okazało się, że władze idą szybkimi krokami w stronę rozwiązań siłowych.

W dniu 2 grudnia dokonano pacyfikacji strajku studentów i pracowników w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie, a do widowiskowej akcji pokazywanej w telewizji użyto śmigłowców i specjalnych oddziałów ZOMO.

To był sygnał, że i protest na uczelni w Radomiu może się skończyć podobnie, stąd całonocne dyżury strajkujących, wsparcie logistyczne i osobowe jakiego udzielił nam zarząd regionu "Ziemia Radomska" i tak dotrwaliśmy do nocy z 12 na 13 grudnia.

4. Dzięki specjalnej łączności kolejowej dowiedzieliśmy się, że już w nocy dokonano aresztowań działaczy robotniczej "Solidarności", a biura Zarządu Regionu "Solidarności" w Radomiu, zostały sforsowane siłowo (siekierami rozbijano drzwi do poszczególnych pomieszczeń).
Spodziewaliśmy się ataku już w nocy, ale oficerowie Wojska Polskiego (nie milicji) weszli na uczelnię dopiero po wystąpieniu generała Jaruzelskiego w telewizji, podczas którego ogłosił stan wojenny.

Zebrano nas w sali gimnastycznej i w obecności wszystkich strajkujących odbywały się negocjacje o zakończeniu strajku i opuszczeniu budynków uczelni.

Mimo napiętej sytuacji, negocjacje trwały do późnego wieczora, wojsko zgodziło się jednak na przeprowadzenie szybkiej inwentaryzacji budynków i sprzętu, kierownictwo strajku uzyskało potwierdzenie, że nic nie zostało zniszczone i późnym wieczorem rozwieziono nas autobusami do domów (ze względu na trwającą już godzinę milicyjną).

Represje przyszły dopiero później, między innymi dopiero w 1989 roku uzyskałem możliwość prowadzenia zajęć ze studentami, a pracy jak się po latach dowiedziałem nie straciłem tylko dlatego, że wstawił się za całą strajkującą 16 ówczesny dyrektor Instytutu uzasadniając, że będzie musiał rozwiązać jednostkę, jeżeli wszystkich nas zwolni.